Kategorie
Bez kategorii

Zaduszny Trip 2023

Tradycją naszej tripowej rodziny od 2020 roku jest Zaduszny Trip. Kolejne edycje możecie poczytać TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ. Zatem zbliżający się czas zadumy nad upływem czasu oznaczał trip po nekropoliach. Może nieoczywistych, może nie codziennych, ale o to właśnie chodzi.

Wpierw udaliśmy się na granicę naszego Księstwa do Bielska. To tam na cmentarzu przy ul. Grunwaldzkiej pochowany został bohater niedawnego wpisu o cieszyńskim zamachu, Klemens Matusiak. O samym poruczniku Klemensie można, a nawet trzeba, napisać książkę. Człowiek społecznik i tam, gdzie coś się działo tam znaleźć można było właśnie jego. Na nekropolię udaliśmy się o poranku z nadzieją na małą liczbę ludzi chcących odwiedzić groby swoich bliskich. Jakież było nasze zdziwienie, gdy podjechaliśmy do celu i ujrzeliśmy setki aut próbujących zaparkować na kilkudziesięciu miejscach. Po chwili krążenia po połowie Bielska udało nam się zaparkować na bocznej uliczce. Na samym cmentarzu poszło już szybciej. Głównie dzięki pomocy aplikacji grobonet (nie jest to lokowanie produtu). Niemal jak po sznurku trafiliśmy do grobowca rodziny Matusiaków, gdzie spoczywa także por. Klemens. Chwila zadumy, odpalenie znicza i udaliśmy się w drogę powrotną. Oczywiście na około, by zobaczyć cmentarz. Podczas powrotu zauważyłem, że przed bramą rozstawione są tzw. budy. Zazwyczaj w takim miejscu można kupić kwiaty i znicze po zawyżonych cenach. Tutaj jednak rozstawiły się stragany ze słodyczami jak w trakcie odpustu przed kościołem. Takiej okazji przepuścić nie mogłem i już po chwili dziarskim krokiem alejkami cmentarza zmierzaliśmy do auta wsuwając żelki i kokoski.

Drugi cel tegorocznego Zadusznego Tripu znajdował się również w Bielsku – Białej, ale po drugiej stronie dawnej granicznej rzeki. Cmentarz w Białej zaskoczył nas na plus bezproblemowym miejscem do zaparkowania. Natomiast poszukiwanie interesującego nas grobu nie było już takie łatwe. Tego cmentarza na grobonecie nie ma. Wiedzieliśmy tylko, że musimy udać się na nową część cmentarza. Tak też zrobiliśmy i po przejściu wszystkich alejek kilkukrotnie nie odnaleźliśmy nagrobka. Można było się poddać, ale to nie w naszym stylu! Ze szczątkowej dokumentacji fotograficznej ustaliliśmy mniej więcej jaki widok ma osoba, która leży w interesującym nas miejscu. Po kilku minutach chodzenia z telefonem przy oczach udało się. Stanęliśmy nad grobem Władysława Nehrebeckiego. Osoby w naszym życiu ostatnio jeszcze bardziej ważnej. Był to reżyser znanej i kochanej kreskówki Bolek i Lolek. Najmłodsi z naszego teamu aktualnie są na etapie BolkoLolkomani więc nagrobek z wyrytymi postaciami zrobił na nich spore wrażenie. Tak jak w poprzednim wypadku nastąpiła chwila zadumy, odpalenie znicza i powrót do auta.

W tym szczególnym czasie udaliśmy się także na czeską stronę naszego Księstwa. Podjechaliśmy na mały cmentarzyk z przepięknym widokiem, czyli do Mistrzowic. Kiedy zaparkowałem auto i zobaczyłem jakie widoki roztaczają się z działki zajmowanej przez nekropolię chciałem wręcz w niespisanym jeszcze testamencie umieścić zapis, że chce sądu ostatecznego doczekać właśnie w tym miejscu. Z nieco zapartym tchem przeszliśmy przez uchyloną furtkę i rozpoczęliśmy poszukiwania interesującego nas nagrobka. Byliśmy tutaj sami, a wokół cisza. Cmentarz duży nie jest zatem i poszukiwania długie nie były i staliśmy nad pochówkiem żołnierza. Po prostu żołnierza, bo jego personalia nie są znane. Wiadomo, że zginął w okolicach Mistrzowic we wrześniu 1939 zaraz na początku II Wojny Światowej. Jedna z nielicznych ofiar wojskowych na tym terenie, które zgodnie z przyjętą wówczas strategią zostały oddane w imię obrony w dogodniejszym miejscu, czyli na linii rzeki Wisły. Spoczywający tutaj żołnierz nie doczekał, jak się okazało nieskutecznej obrony Polski przed niemieckim najeźdźcą. Tradycyjnie urządziliśmy mały spacer po cmentarzu. Będąc na Zaolziu zawsze urzekają mnie napisy na grobach. Czysto polskie nazwiska zapisane z wykorzystaniem czeskich znaków diakrytycznych i dołożoną końcówką -ova w przypadku kobiet. Zdarzają się też takie, gdzie część rodziny wpisane ma nazwisko całkowicie naturalnie, a część musi obejść się bez tych szeleszczących ś,ć,ż itp.

Wracając z Mistrzowic zatrzymaliśmy się jeszcze przy Moście Wolności w Cieszynie. Tutaj oczywiście nie ma żadnego grobu, ale jest tablica. Na co dzień pomijana i zapominania. Ożywa raz w roku 19 lipca w rocznicę tragedii z 1970 roku. Wtedy to most został zmieciony przez powódź, a wraz z konstrukcją do wody runęło 12 strażaków. Jak relacjonował Głos Ziemi Cieszyńskiej „O godzinie 8.30, gdy na moście znajdowało się kilkunastu strażaków, w filar mostu uderzyły niesione nurtem Olzy konary drzew. „Złamały go i część mostu runęła w mgnieniu oka do wzburzonej wody. Siedmiu strażaków udało się ocalić. Pięciu innych jednak płynąca szerokim korytem woda poniosła w dół”. 7 druhów udało się uratować, 5 niestety odeszło na wieczną służbę. Pod pamiątkową tablicą także zapaliliśmy znicz.

Może nasza tradycja wydawać się nieco dziwna. Jeździmy w miejsca nie związane z naszymi bliskimi, jednak coroczny Zaduszny Trip daje do myślenia i wzmaga refleksję w tym szczególnym czasie. Oczywiście wieczorem odwiedziliśmy cmentarz komunalny w Cieszynie, gdzie także mamy swoje „obowiązkowe” przystanki, ale to już na zupełnie inną historię i trip.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *