Zaduszny trip, czyli podróż po mniej znanych grobach i miejscach pamięci w okolicy, stał się już tradycją w naszej rodzinie. Gdy w kalendarzu, na horyzoncie widać już daty 31.10 i 1.11 zaczynamy szukać miejsc, do których nawet i od święta mało kto zagląda. Jeśli już ktoś zdecyduje się postawić tam znicz to bardziej będąc tam przy okazji, nie wgłębiając się w historię danego miejsca, czy osoby tam spoczywającej. Na szczęście coraz mniej jest takich miejsc, co jednak utrudnia nam nieco selekcję. Niegdyś ważne osoby związane z regionem doczekały się w większości zadbanych grobów, choć jeszcze sporo jest takich, którzy nie wiadomo, gdzie zostali pochowani. Choćby ks. Leopold Jan Szersznik, czy Karl Prochaska nie posiadają swego miejsca, gdzie można zapalić znicz. W tym roku uznaliśmy jednak, że odwiedzimy miejsca doczesnego spoczynku tych, którzy gdyby mogli wybrać miejsce pochówku pewnie nie wybrali by Księstwa Cieszyńskiego. Daleko od rodzin, w obcym miejscu.
Takimi osobami z pewnością byli trzej czescy żołnierze, których rozkaz władz Czechosłowacji przygnał na tereny Śląska Cieszyńskiego w czasie wojny z Polską w 1919 roku. Sama wojna dziś już niesłusznie zapomniana, skutecznie jest wymazywana ze świadomości. Krwawy bój przesycony okrucieństwem i zbrodniami, ostatecznie zakończył funkcjonowanie Księstwa Cieszyńskiego, poprzez podział niepodzielnych od wieków terenów. Na Goleszowskim cmentarzu spoczęło trzech wojaków z 35 pułku legionów. Polegli najprawdopodobniej w Godziszowie w trakcie bitwy skoczowskiej, która była apogeum tego konfliktu. Pochówek ciekawy ze względu na fakt, że zdecydowana większość poległych po stronie czeskiej została pochowana we wspólnej mogile w Orłowej. To miejsce jest jedynym znanym mi, gdzie agresorzy zdecydowali się pochować swych poległych.
Kolejne odwiedzone przez nas miejsce także wiąże się z wojną czechosłowacko -polską. Tak jak napisałem wyżej, do najważniejszego starcia doszło pod Skoczowem. Tam też znajdują się wspólne mogiły żołnierzy polskich, którzy polegli w trakcie tej bitwy. Jeden znajduje się na cmentarzu ewangelickim, drugi tuż obok na katolickiej nekropoli.
Następne odwiedzone przez nas miejsce już gościło na naszym blogu podczas pierwszej edycji Zadusznego Tripu TUTAJ. Jest także związany z wspomnianą wojną, lecz zawsze jak układam kolejny trip to właśnie krzyż w miejscu śmierci mjr. Cezarego Hallera jest punktem niemalże stałym. Jak bitwa skoczowska była największą potyczką, tak śmierć mjr. Hallera może być symbolem tej okrutnej wojny.
W dalszą podróż udaliśmy się do czeskiej części naszego Księstwa. Jak wcześniej wspomniani zginęli i pochowani są z dala od swych domów, tak kolejny przykład pokazuje, że nie zawsze miejsce, w którym żyjemy pełne będzie naszej rodziny i pamięci o nas. W Karwinie, a dokładniej w Solcy istniał niegdyś przepiękny pałac należący do jednego z najznamienitszych rodów Księstwa Cieszyńskiego – Larishów. Ród ten był w posiadaniu wielu ziem i pałaców. Dziś najbardziej znany jest ten, stojący niemal przy cieszyńskim rynku, a mieszczący obecnie siedzibę Muzeum Śląska Cieszyńskiego. Przy tzw. siedzibach rodowych normalnym było stawianie kaplic oraz grobowców tak, by cała rodzina mogła się po śmierci spotkać w jednym miejscu. Nie inaczej było w Solcy, gdzie poza pałacem i 80 hektarowym parkiem przepełnionym egzotycznymi gatunkami drzew wystawiono grobowiec Larishów. Drugą nekropolią była kaplica przy pałacu we Frysztacie, dziś także w granicach Karwiny. W czasie wojny i tuż po niej pałac w Solcy został spalony, rozgrabiony, a w końcu rozebrany. Pochłonięty przez porastający las pozostał grobowiec, którego niewielkie, zachowane elementy przeniesiono do Frysztatu. To tutaj do dziś pośród gwaru dziecięcych zabaw stoi grobowiec, niegdyś najznamienitszego rodu Larishów. Niestety nie ma kto zapalić tutaj znicza, a większość z przechodniów nie zdaje sobie nawet sprawy co kryje wklejony w mur oporowy kościoła „domek”.
Podczas naszej wyprawy nie mogło zabraknąć również „Żwirkowiska”, czyli miejsca „Startu do wiecznośći” asów przestworzy Żwirki i Wigury. Miejsce to opisywaliśmy już kilka razy TUTAJ dlatego dziś tylko, krótkie przypomnienie, że tam także warto w tym szczególnym czasie zajrzeć.
Także na cmentarzu komunalnym w Cieszynie są zapomniane groby. Jest ich trochę. Część to ludzie, których rodziny wyprowadziły się, część to po prostu zapomnieni przez świat obywatele miasta. Jest jednak pewien grób, który dla mnie jest szczególny. To pochówek Artura Pino Ritter von Friedenthal. Urodzony niedaleko, bo w Steborzycach koło Opavy – Generał broni austro-węgierskich sił zbrojnych. Nie leży wśród innych żołnierzy na kwaterze przeznaczonej dla ofiar I WŚ. Nieco z boku, niemal przy płocie, zapomniany kamienny nagrobek. Komendant szkoły wojennej, dowódca 30 dywizji piechoty we Lwowie, dowódca X korpusu w Przemyślu, honorowy dowódca 40 Pułku piechoty w Rzeszowie. Człowiek z przebogatym CV, zmarł 29.10.1930 roku w Cieszynie. Niestety nie dowiedziałem się dlaczego zamieszkał w naszym stołecznym mieście. Jego rodzina na stałe zamieszkiwała Wiedeń. Dziś nikt z bliskich Generała nie mieszka w okolicy. Grób stoi, a jego coraz mniej czytelne litery proszą o pamięć o człowieku niezwykłym, ale też i tajemniczym. Dwa lata temu na grobie pojawiła się informacja o braku prolongaty grobu. Dzięki szybkiej akcji miłośników CK Armii udało się zachować ten pochówek. Cieszyn pomimo tego, że posiadał największy kompleks koszarowy w całej monarchii, pomimo funkcjonowania tutaj sztabu armii podczas I WŚ, doczekał się tylko jednego żołnierza w stopniu generała. O Paulu Lippie pisaliśmy TUTAJ. Jak widać dwóch generałów CK Armii wybrało cieszyńską ziemię na wieczny spoczynek.
Miejsc pamięci i grobów z ciekawą historią jest wiele. Coraz więcej jest tych, które ponownie goszczą w szerszej świadomości. Oznacza to jednak tyle, że miejsc na Zaduszny Trip póki co nie braknie, ale to już na zupełnie inną historię i trip.