Gdy wybieramy się na trip zazwyczaj poprzedza go tzw. risercz, czyli przegrzebywanie internetu za czymś ciekawym dla nas. Czasami zdarza się tak, że ktoś nam podrzuci skrawek informacji, która podczas wycieczki staje się wielką historią. Ten trip nie był wyjątkowy pod tym względem. Usłyszałem co nieco o pewnym miejscu niedaleko Cieszyna i uznaliśmy, że warto to sprawdzić. Temat nie wydawał się na tyle obszerny, by zająć całe popołudnie w terenie zatem przygotowaliśmy alternatywę. Jakież było nasze zdziwienie, gdy to właśnie plan rezerwowy okazał się tym głównym i o tym będzie dzisiejszy wpis, a temat pierwotny zostawimy sobie „na zaś”.
Pół przypadkiem wylądowaliśmy w Karwinie i to w tej prawdziwej. Spora część ludzi nie wie, że to co teraz nazywamy miastem Karwina jeszcze kilkadziesiąt lat temu było kilkoma niezależnymi wioskami. Dzisiejsze centrum po górniczego miasta to dawny Frysztat z zamkiem niedaleko rynku. Dzielnica uzdrowiskowa Darkov także niegdyś była osobnym bytem. Karwina właściwa, że tak ją nazwę dziś jest… hmmm w sumie to lasem. My szukając miejsca na spacer trafiliśmy właśnie do tego lasu.
Odkrycie w I połowie XIX wieku bardzo bogatych złóż węgla doprowadziło do skoku rozwojowego w Karwinie. Powstające liczne kopalnie potrzebowały pracowników, pracownicy potrzebowali domów, gospód, szpitala itd. W kilka lat rejon ten znalazł się w czołówce najbogatszych regionów w całej monarchii Austro Węgierskiej. Po II Wojnie Światowej rozwój jeszcze przyspieszył. Nowe technologie, nastawienie gospodarki bloku wschodniego w Europie na przemysł ciężki, powodowały coraz większe wydobycie węgla. W 1869 roku miasto zamieszkiwało około 9 tysięcy ludzi, a swoje apogeum osiągnęło w latach 70- tych, gdy mieszkańców było ponad 78 tysięcy! To co się stało, że nie wyszło, skoro dziś możemy mówić, że tak bogate miasto jest lasem? Węgiel i jego wydobycie dał bogactwo, oczywiście niektórym, ale dał też tragedię. Rabunkowa wręcz polityka wydobywcza mająca zapewnić jak najwyższe wydobycie nie patrząc na przeszkody, doprowadziła do tego, że miasto zaczęło się zapadać.
Fot. Kopalnia Jan Karol. fotopolska.eu
Szkody górnicze, tąpnięcia i coraz bardziej niepewny grunt pod nogami doprowadził do tego, że miasto oraz kilka okolicznych wsi rozebrano. Mieszkańcom dano nowe mieszkania w nowych, wspaniałych wielkopłytowych blokach, a ich domy, sklepy, restauracje po prostu zburzono. Nie działo się to oczywiście z dnia na dzień. Nie odbyło się też to bardzo dawno temu. Był to proces trwający do początków lat 90 tych. Trafiliśmy do dzielnicy Karvina Doly, czyli po prostu Karwina Kopalnie. Auto pozostawiliśmy przy jednym z licznych stawów utworzonych przez wyrobiska kopalniane. Na przeciwnym brzegu stał tzw. krzywy kościół, o którym nieco więcej pisaliśmy TUTAJ Udaliśmy się na spacer. Zapowiadało się niewinnie. Droga leśna na końcu, której mieliśmy znaleźć starą kopalnie. Pierwsze co nas zaskoczyło to tabliczki z nazwami ulic przyczepione do drzew. Nazwy były, ale ulice były ledwie zauważalne. Początkowo nieco zlekceważyliśmy te sygnały, choć jedną z takich istniejących tylko na starych mapach ulicą podążyliśmy.
Chwilka drogi i trafiliśmy pod kopalnię Gabriela. Zakład powstał w 1854 roku, a nazwę zawdzięczał imieniu żony właściciela Gabrieli Zierotin. Już pięć lat później zaprzestano tutaj wydobycia, po pożarze, który zniszczył wiele specjalistycznych urządzeń. Dopiero wykupienie kopalni przez arcyksięcia Albrechta i włączenie zakładu do Komory Cieszyńskiej przywróciło „fedrowanie” w roku 1872. Miejsce to przeszło następnie w ręce Przedsiębiorstwa Górniczo – Hutniczego, które było istnym regionalnym potentatem w branży. Niestety w 1924 roku doszło do potężnej eksplozji gazów kopalnianych. Nie tylko chodniki ucierpiały, ale także budynki naziemne. W gruzach legł budynek nadszybia wraz z wieżą szybową. Kopalnia jednak pracowała dalej. Po II Wojnie Światowej już pod rządami Czechosłowackiej Republiki Socjalistycznej przemianowano zakład na kopalnie UNRRA (United Nations Relief and Rehabilitation Administration, ci od amerykańskich paczek ;P ), a następnie na MIR. Kopalnie zamknięto w 2004 roku. Rozebrano większość budynków, a do dziś pozostały budynki szybowe z wieżami górniczymi i maszynownia kompresorów.
Fot. archiwalne. fotopolska.eu
Nam udało się okrążyć budynki i wieże szybowe osiągające 35 metrów wysokości. Najmłodsi z ekipy mieli okazję się wybiegać, bo dawniej zabudowany gęsto teren jest dziś polanką wśród młodego lasku. Tutaj też natrafiliśmy na mapę z zaznaczonymi obiektami kopalnianymi, które dotrwały do dzisiejszych czasów. Szybkie spojrzenie na mapę, zegarek oraz wysokość słońca uświadomiło nam, że do następnej kopalni nie damy rady dotrzeć przed zmierzchem, natomiast wcześniejszy risercz wskazywał, że w okolicy zobaczyć można także einmannbunkry. Co to takiego? Pisaliśmy o tym TUTAJ Przeszliśmy szeroką drogą przez las i co jakiś czas na drzewach dostrzegaliśmy nazwy nieistniejących ulic. Przy jednym ze skrzyżowań nieistniejącej drogi z tą obecną ustawione były tabliczki informacyjne. Okazało się, że w tym miejscu stały domy oraz szkoła. Po budynkach nie ma najmniejszego śladu.
Kawałek dalej dotarliśmy do mikro umocnień z betonu, czyli einmannbunkrów. Są to małe konstrukcje betonowe mające dać schronienia jednemu człowiekowi, najczęściej wartownikowi przy ewentualnym bombardowaniu ważnych celów strategicznych. Kopalnie zdecydowanie należały do takich celów. Na Karwinę jednak bomby nie spadły. Schrony wykorzystywano jeszcze po wojnie do ćwiczeń, a teraz stoją jako atrakcja w środku lasu.
Wracając już do auta w zachodzącym słońcu, ledwo osiągalny internet zaczął nas uświadamiać, gdzie tak na prawdę jesteśmy. Do tej pory w naszych głowach rysował się obraz kopalń otoczonych kilkoma domkami i tyle. Przecież tutaj jest las. Jakże się myliliśmy, byliśmy na dawnej ulicy Śląskiej, a my minęliśmy co najmniej ponad 20 domów i szkołę! Tyle budynków, a przeszliśmy jakieś 1,5 km! Przecież to się w mojej głowie nie mieści. Po powrocie do miejsc z zasięgiem internetowym sprawdziłem, polecaną mi wcześniej stronę z mapą starej Karwiny i do teraz nie mogę uwierzyć. Tam gdzie dziś jest po prostu las i kilka stawów stało duże miasto. Kilkaset domów, szpitale, restauracje, sklepy, szkoły, no wszystko co w mieście zazwyczaj jest. Nie zostało prawie nic!
Fot. Archiwum w Karwinie
Ten krótki spacer, który miał być alternatywą dla zupełnie innego tematu pozwolił nam na muśnięcie tematu jakim jest Stara Karwina. Wracać tutaj będziemy nie raz bo rzeczy do zobaczenia jest wiele. Głównie oczami wyobraźni ale jednak. Do teraz dręczą mnie co najmniej dwa pytania związane z tym tripem. Jak to się stało, że po mieście nie ma śladu? I dlaczego nie zrobiono tego z Bytomiem?
Wiele jeszcze przed nami spacerów po Karwinie, tej właściwej, nie blokowisku lecz tej w lesie schowanej, ale to już na zupełnie inną historię i trip.