Dawno już nie pisaliśmy o stołecznym mieście Księstwa – Cieszynie. Dlatego postanowiliśmy wybrać się na może jeden z bliższych, ale nie mniej ciekawy trip. Celem było obejście murów miejskich Cieszyna i znalezienie ich pozostałości. Postanowiliśmy się cofnąć w czasie do początków XVI wieku, kiedy to na mocy podatku nałożonego przez Kazimierza II, każdy kto pił piwo dokładał się do powstania umocnień, ponieważ pewna suma z każdej sprzedanej warki piwa trafiała właśnie na ten cel. Także żyjąc w XVI wiecznym Cieszynie nie można było odmówić napicia się złocistego trunku! Przecież chodziło o bezpieczeństwo i przyszłość wszystkich mieszkańców! Wcześniej miasto było otoczone wałem ziemnym i drewnianą palisadą, czy też parkanem. Kamienne umocnienia wznosiły się tylko wokół zamku. Tutaj ważna informacja – od średniowiecza po prawie współczesne czasy należy mocno odróżniać zamek od miasta. Na zamku mieszkał władca, w naszym wypadku książę i musiał być samowystarczalny, przynajmniej przez jakiś czas. Nie każdy na zamek mógł wejść, i miejsce to rządziło się zupełnie innymi prawami niż miasto. Pierwsza wzmianka o budowie miejskich murów pochodzi z 1505 roku, natomiast zakończenie budowy wyznacza się na 1552. Budowla ta poza przeznaczeniem obronnym pełniła również funkcję propagandową. Z daleka było widać, że Cieszyn to miasto bezpieczne i zamożne. Otwarte bramy w dzień informowały o gościnności i zapraszały w miejskie progi. Nawet w herbie stołecznego miasta widzimy fragment murów z basztami oraz otwartą bramą. Poza tym, było to także miejsce wywieszania kawałków poćwiartowanych ciał wszelkich morderców, zbójników i innego tałatajstwa, które niestety Cieszyna nie omijało. Także każdy kto przekraczał jedną z trzech bram wiedział, że może czuć się bezpiecznie chyba, że ma zamiar popełnić jakiś zabroniony czyn… Podczas naszego tripu skupiliśmy się na murach otaczających miasto i co prawda połączonych z systemem umocnień zamku, jednak stanowiących odrębną fortyfikacje.
Przy ustaleniu trasy spaceru pomogły nam panoramy i plany Cieszyna z XVII i XVIII wieku, gdzie przebieg murów został zaznaczony. Łatwo zauważyć, że miasto wpisywało się pomiędzy cieki wodne. Z jednej strony granicę wyznaczała rzeka Olza wraz z Młynówką, z drugiej Bobrówka. W XVI wieku, czyli czasie gdy powstawać miały mury, Cieszyn zajmował powierzchnie około 15 ha, co czyniło go jednym z największych na Śląsku. Na przedstawieniach z epoki dostrzec możemy kilka charakterystycznych miejsc, które posłużyły nam za punkty orientacyjne. Także z tych planów, ale także z badań archeologicznych wiemy, że Cieszyn posiadał trzy bramy – Frysztacką, Wodną i Górną, czy też Wyższą oraz dwie furty, czyli takie małe bramki, czy też furtki, które ułatwiały komunikację. Na takiej podstawie zaplanowaliśmy trip.
Niestety do naszych czasów za wiele z murów miejskich się nie ostało. Nie ma takiego miejsca jak choćby w Żorach, które możnaby było odrestaurować i prezentować jak TUTAJ. Naturalnym wydawać by się mogło rozpoczęcie naszego spaceru od Wyższej Bramy, wszak jest ulica o tej nazwie zatem lokalizacja tego obiektu nie powinna być problemem. Tutaj pierwsza niespodzianka ponieważ miejsce po tej bramie, z której do naszych czasów niestety nic się nie ostało tak jak i z wszystkich, to nie ulica Wyższa Brama. W czasie, gdy nazywano ulice osoby decyzyjne pomyliły się najprawdopodobniej i przesunęły lokalizację bramy miejskiej o kilkaset metrów. Dzięki dokładnej analizie panoram pochodzących z czasów, gdy mury jeszcze istniały oraz badań archeologicznych wiemy już, że Wyższa Brama znajdowała się na ul. Szersznika tuż obok kościoła św. Krzyża. Zatem, czy należy zmienić nazwy ulic? Z pewnością doprowadziłoby to do sporego zamieszania, gdy któryś z cieszynioków chciałby wytłumaczyć drugiemu, że na pizze do Palermo idzie na Szersznika, a na taksówkę na Wyższą Bramę. Jakże pięknie mogłaby się dziś prezentować taka oryginalna XVI brama w tym miejscu. Cieszyn dołączyłby wtedy do miast, gdzie takie obiekty zdobią krajobraz, jak na przykład Kraków i brama Floriańska, czy Sandomierz ze swą brama Opatowską. Niestety z budynku bramnego nic nie pozostało, ale pokusiłem się o pewną symulację jak mogłoby wyglądać to miejsce, gdyby ów obiekt ostał się do dziś. Wszystkich wrażliwych na sztukę, grafikę i ogólnie estetykę przepraszam i ostrzegam.
Dalej mury ciągnęły się wzdłuż dzisiejszej ul. Szerokiej i zakręcały w kierunku ul. Matejki. Mniej więcej na wysokości skrzyżowania placu Londzina i ul. Matejki znajdować się miała furta. Usprawniała ona komunikacje mieszkańcom, którzy chcieli dostać się do kościoła św. Trójcy, czy zakonu Bonifratrów. Dzięki temu przejściu nie trzeba było obchodzić połowy miasta, by zajść na mszę, czy na pobliski cmentarz. Furty w średniowiecznych umocnieniach były normalną praktyką. Ułatwiały życie codzienne, a ich niewielki rozmiar nie powodował dużego uszczerbku na obronnym charakterze murów. Tutaj także pozwoliłem sobie wykorzystać zaawansowany program graficzny, by ukazać mniej więcej stan jaki mógł panować w XVI wieku w tym miejscu. Obiecuję, że to ostatni raz, przynajmniej w tym wpisie.
Dalszy przebieg murów można określić mniej więcej po ulicach Kożdonia i Bóżniczej, równolegle do ul. Michejdy. Na podwórzach przy tej ostatniej spotkać można jeszcze resztki zachowanych murów. My zobaczyliśmy te na parkingu tuż przy Szkole Podstawowej 1 oraz fragment, co do którego nie mam pewności, czy jest oryginalnym fragmentem umocnień na ul. Kluckiego. Nieco dalej mieliśmy niesamowite szczęście, ponieważ podwórze zazwyczaj zamknięte za metalową bramą, kryjące niegdyś fabrykę mebli Johanna Skřivánka stało przed nami otworem. Nie wchodziliśmy za bardzo, ale nawet z ulicy widać pozostałości kamiennego muru. Charakterystyczne bloki wykonane z paksowca i wapieni nie pozostawiają wątpliwości, że to oryginalne fragmenty budowli, która miał chronić miasto i mieszkańców.
Niedaleko, bo na skrzyżowaniu ul. Michejdy i Zamkowej, stała niegdyś brama Frysztacka. Niestety tutaj także nie ostał się nawet kamień po tym budynku. Do niedawna stał jeszcze budynek, który mieścił niegdyś karczmę ,,Pod Modrą Gwiazdą”. Dziś stoi tam reklama mebli 🙁 Karczmy przy bramach pełniły wiele funkcji, poza swą główną jaką był wyszynk piwa oraz serwowanie jedzenia. W tych budynkach pobierano także opłatę za wjazd do miasta, czy udzielano noclegów. Należy pamiętać, że bramy miejskie na noc były zamykane. Myślę, że nie jeden jegomość zupełnie przypadkiem spóźniał się z powrotem do domu, by móc później wytłumaczyć się żonie, że wrócił dopiero nad ranem w stanie wskazującym na spożycie alkoholu, bo brama była już zamknięta to poczekał właśnie w karczmie do rana 🙂 W tym miejscu także mury miejskie łączyły się z zamkiem dolnym. Proste fragmenty murów umożliwiały przejście i w razie potrzeby wspólną obronę. Pomiędzy zamkiem, a miastem wytworzyło się w ten sposób naturalne przedpole z suchą fosą. Dziś chodzimy po tym tworze, które pokrywa się z ulicą Zamkową.
Przechodząc ulicą Zamkową dochodzimy do kolejnej bramy, która nazywana była Wodną. Nazwa oczywiście pochodzi od tego, że stała nad brzegiem Olzy i umożliwiała wejście i zejście z mostu tzw. Długiego, który my znamy dziś pod nazwą Mostu Przyjaźni. Swoją drogą, zawsze się zastanawiam jakiej przyjaźni jest ten most? Tutaj także znajdowała się karczma zwana ,,Osnek”, od umocnień brzegu, które tak zwano w średniowieczu. Po prawej stronie od bramy wznosił się zamek dolny. Najprawdopodobniej wspólną budowlą dla zamku i miasta była baszta, której część widzimy do dziś. Masywna konstrukcja mogła chronić zarówno przejścia przez Bramę Wodną jak i kolejnej bramy prowadzącej bezpośrednio na zamek.
Dalej nasze kroki skierowaliśmy do przykopy. Dla ludzi nie wiedzących co to przykopa – to po prostu rów. Ulica o tej wdzięcznej nazwie była niegdyś własnie takim obniżeniem terenu, mającym za zadanie, zarówno udrożnić przebieg rzeki Młynówki, jak i stanowić kolejna zaporę dla ewentualnego wroga. Cieszyńska Wenecja, która w tym miejscu się rozpoczyna, kojarzona jest czasami z wysokim murem z jednej strony. Mylnie często branym za pozostałości miejskich murów. Tak naprawdę jest to ściana oporowa wybudowana znacznie później. Szczątki XVI wiecznych fortyfikacji mieszają się dziś z kolejnymi tarasami i ścianami wznoszonymi nieco wyżej.
Idąc tym traktem natrafiamy na Młyńską Bramę. Sama nazwa już dokładnie mówi w jakim miejscu się znaleźliśmy. Po prawej stronie (idąc od zamku) znajdował się książęcy młyn. zaś przy szczycie, zdających się nie kończyć schodów, znajdowała się druga cieszyńska furta. Podczas prac archeologicznych w 2014 roku odkryto znaczny fragment murów, samą furtę oraz pomieszczenie dla strażników. Część z fortyfikacji odsłonięto, odbudowano i możemy je podziwiać przy ul. Śrutarskiej.
By przejść wzdłuż miejskich murów należy dalej iść Cieszyńską Wenecją do ul. Schodowej, której nazwa jest nader adekwatna. Po pokonaniu licznych stopni wyjdziemy na ul. Limanowskiego. To tutaj w podwórzu jednej z kamienic znajdują się kolejne fragmenty oryginalnych umocnień. Dziś wykorzystywane jako rozdzielenie podwórek oraz tylna ściana garaży. Znów charakterystyczne kamienie, nie pozostawiają wątpliwości dlaczego się tutaj znalazły. To jeden z dłuższych jeśli nie najdłuższy zachowany fragment murów Cieszyna. Oczywiście aktualnie nadbudowany cegłą, ale pewnie coś by się dało tutaj zrobić 😉
Kawałeczek dalej, w Parku Pokoju także znaleźć można fragmenty kamiennych konstrukcji. Jeden z nich znajduje się tuż przy lewym narożniku budynku muzeum, a drugi wygląda tak jakby ktoś zapomniał otynkować prawy narożnik pałacu. Budowniczowie wykorzystali po prostu ten fragment, by oszczędzić sobie nieco roboty. W końcu lepszej ściany jak mur to nie znajdziesz. Od tego miejsca, oczami wyobraźni widać już Wyższą Bramę, a mury przebiegały mniej więcej w tym miejscu, gdzie dziś parkują samochody na ul. Szerokiej.
W ten sposób zatoczyliśmy koło śladami murów miejskich Cieszyna. Niestety nie wiele ostało się z budowli, która nie raz uchroniła stołeczne, książęce miasto przed zagrożeniem. Miasto zdobyte zostało dopiero podczas wojny trzydziestoletniej, gdy Szwedzi i Austriacy zmieniali się w roli gospodarza. Po zawierusze wojennej zarówno zamek, jak i miejskie umocnienia nigdy nie powróciły do swej świetności. Kolejne lata, pożary i brak remontów doprowadzały do niszczenia muru i bram. Ostateczny kres przyniosło trzęsienie ziemi (tak w Cieszynie było trzęsienie ziemi) z 1786 roku, które doprowadziło do zawalenia się znacznych części konstrukcji w tym bramy Górnej. Pożar z 1789 roku całkowicie zaprzepaścił szansę na ich odbudowę choćby częściowo. Kamień został wykorzystany jako budulec podnoszącego się ze zgliszcza miasta. Fortyfikacje miejskie jak widzimy pozostać mogą póki co tylko w naszej wyobraźni. Inaczej mają się te, które wznosiły się na zamku, ale to już na zupełnie inną historię i trip.
6 odpowiedzi na “,,A mury runą…” no i runęły! Tylko, czy wszystkie?”
A tu widać „Pod Modrą Gwiazdą” 😀 https://youtu.be/ARqJ8RO3cL4?t=25
Jeszcze pamiętam kolejkę co kończyła się na ul. Dojazdowej 😉 Kojarzę też wyburzanie owej karczmy, a właściwie tego co po niej zostało.
Nie pomyslalabym, ze to pozostalosci po murze. Myslalam, ze to resztki zburzobych zabytkowych domow.
Bardzo fajnie opisane!
Bardzo lubię gdy piszecie o moim rodzinnym mieście i za każdym razem dowiaduję się coś ciekawego . Pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy 😘😘😘
Paint rządzi hahaha Gratulacje dla wybitnego grafika. Pozdrawiam
[…] mury miejskie. Niestety z murów nie ostało się za wiele, podobnie jak w Cieszynie o czym szerzej TUTAJ, ale choć ta wieża może dawać świadectwo o dawnej świetności […]