Każdy z nas zna takie miejscowości, w których po wyjściu z auta i chwili rozejrzenia się na usta ciśnie się stwierdzenie, że Bóg o tym miejscu zapomniał. Wrażenie takie często nie jest zamierzeniem mieszkańców, czy władz lokalnych. No po prostu gdzieś czegoś zabrakło, ktoś nie zauważył potencjału tkwiącego w regionie lub ten potencjał zaorano podczas prac pobliskiego PGRu. Są też takie miejscowości, gdzie człowiek chciałby zrobić wszystko, by Bóg wyrzucił ich istnienie ze swej świadomości, a nawet jeśli istota wyższa będzie uparta, to ukryć fakt istnienia tych miejsc chociaż przed ludźmi. Oczywiście taka tajemnica jak kłamstwo ma raczej krótkie nogi i prędzej, czy później wyjdzie na jaw. Pierw powstaną plotki i domysły, aż w końcu zamieszanie wynikające z utrzymywaniem niejawności będzie na tyle duże, że ukrywanie pewnych miejsc przestaje mieć sens. Prawie każdy zna choćby Strefę 51, gdzie to rząd USA trzyma kosmitów, czy inne UFO 🙂 Nie pojechaliśmy dziś oczywiście w odwiedziny do nowego prezydenta Stanów Zjednoczonych, a wybraliśmy nieco bliżej położoną miejscowość, której część do niedawna oficjalnie nie istniała.
Otóż, tuż koło Pszczyny znajduje się miejscowość Czarków. Wieś choć z XIV wiecznym rodowodem, to raczej w szerokiej świadomości zapomniana. Jeszcze w XIX wieku istniało tutaj książęce uzdrowisko założone przez pszczyńskich książąt z dynastii Anhalt-Köthen. W 2012 roku budynek dawnego uzdrowiska został wyburzony, a na jego miejscu stanął pawilon handlowy. Po uzdrowiskowej historii pozostał chyba tylko nieoficjalny herb wsi. Trzeba przyznać bardzo oryginalny i niepowtarzalny. Jest to po prostu chop we miednicy, czy tam innej wannie. Znam kilka nietypowych herbów, ale ten znajduje się zdecydowanie w moim TOP 5. Herb nie spełnia niemal żadnych zasad heraldycznych, co niestety jest normą w polskich miastach i wsiach. Tutaj jednak ktoś chociaż się starał, a nie rozpisał konkurs plastyczny dla dzieci ze szkoły podstawowej.
UWAGA ILUSTRACJE PONIŻEJ NIE NADAJĄ SIĘ DO OGLĄDANIA PRZEZ OSOBY ZWIĄZANE Z HERALDYKĄ.
Wracając jednak do głównego tematu, bo przecież nie jechaliśmy do Czarkowa żeby obejrzeć herb. Celem dzisiejszego tripu były ruiny jednostki oznaczonej jako JW2389. Zanim jednak tam dotarliśmy naszą uwagę przykuła pewna budowla. Z daleka myślałem, że to jakaś fabryka. Postanowiliśmy tam podjechać, bo przy okazji Kaśka mogła po raz kolejny poudawać, że nic nie szuka i poćwiczyć swego rodzaju grę w podchody. Na miejscu okazało się, że to nowo budowany kościół w Pszczynie pod wezwaniem oczywiście św. Jana Pawła II. Nie wiem, czy się inni święci już zużyli, czy o co chodzi, ale papież Polak to za chwile będzie patronem nie tylko kościołów, szkół, ulic i placów, ale także centrów handlowych. Jak dla mnie powinno dodać się 11 przykazanie do dekalogu, (czy to wtedy dalej będzie dekalog?) w brzmieniu ,,Nie będziesz budował mi kiczowatych i szpetnych świątyń”.
Po krótkiej wizycie pod kościołem i znalezieniu odpowiednich artefaktów ruszyliśmy w las, bo to tam kryje się jednostka JW2389. Skrót, który dla laika takiego jak ja raczej niewiele mówi, kryje za sobą oznaczenie jednostki rakietowej! Tak, to zaraz koło Pszczyny mieściła się baza wojsk rakietowych, gdzie od 1962 roku stacjonował 18 dywizjon rakietowy Obrony Powietrznej. Ja jestem totalnym laikiem jeśli chodzi o wojsko i wszystkie informację poniżej wyczytałem podczas riserczu, dlatego jeśli pomylę któryś z wielu numerów i nazw to z góry bardzo przepraszam i proszę o poprawę. Znam ludzi, którzy wojskowością się pasjonują do tego stopnia, że potrafiliby pewnie powiedzieć jaki kod kreskowy miały rakiety tutaj wykorzystywane. Ja do takich ludzi nie należę, jednak myślę, że miejsce, które dziś odwiedziliśmy warte jest przybliżenia. Dziś dotarcie do bazy nie jest specjalnie trudne, jednak jeszcze nie tak dawno cały teren był bardzo ściśle pilnowany przez wojsko. Sama miejscowość często wymazywana była z oficjalnych map. To właśnie ten przykład, gdzie człowiek dokłada wszelkich starań, by nawet Bóg zapomniał o istnieniu tego miejsca.
Teren bazy podzielony był na dwa sektory. Pierw natknęliśmy się na pozostałości części koszarowo – sztabowej. Niegdyś stały tutaj budynki codziennego użytku, miejsce skoszarowania żołnierzy oraz sztab. Aktualnie budynki są wyburzone, a spod śniegu wystają tylko fragmenty fundamentów. O tym, że był to kiedyś teren wojskowy świadczy tylko charakterystyczne ogrodzenie.
Około 1,5 kilometra dalej znajdowała się część ze stanowiskami ogniowymi. Tam też się udaliśmy. Pogoda nie rozpieszczała nas dzisiaj i mokry śnieg, zarówno pod butami jak i padający nam na głowy zmusił nas do nagięcia pewnego zakazu ruchu, ale czego się nie robi dla dobrego tripu 🙂 Ta zasada jeszcze dziś da o sobie znać. Po krótkiej przeprawie przez śniegi dotarliśmy pod pomnik, który powstał na długo przed bazą rakietową. Został zniszczony podczas tworzenia infrastruktury wojskowej, a aktualnie przybrał formę poukładanych w miarę logiczną całość kamieni z nieczytelnymi napisami. By rozwikłać zagadkę, co to dokładnie za obiekt postanowiłem podejść. Kilka miesięcy w harcerstwie oraz życiowe doświadczenie podpowiedziały mi, że wystająca spod śniegu roślinność przekazuje mi wiadomość o podmokłym terenie. Żona ma Katarzyna także przestrzegła kilkukrotnie o czyhającym niebezpieczeństwie. Jednak, tak jak już wyżej pisałem, czego nie robi się dla dobrego tripu. Powolnymi ostrożnymi ruchami zbliżałem się do pomnika, aż tu nagle… Można zacytować klasyka ,,Jak do tego doszło nie wiem”. Wylądowałem po kolana w dość lodowatej wodzie. Szybka akcja ratunkowa małżonki zanoszącej się ze śmiechu zaradziła większej tragedii. Cóż czasami chyba warto jednak żony posłuchać, albo być dłużej w harcerstwie 😀
Co to za pomnik niestety się nie dowiedziałem, ale za to mogłem już przemierzać zaśnieżone szlaki nie obawiając się, że buty mi przemokną. Z chlupotem stóp przeszliśmy do sedna dzisiejszej wycieczki. Na pierwszy ogień, choć tutaj to stwierdzenie chyba nie na miejscu, poszło miejsce po stanowisku ogniowym. Wały ziemi otaczają plac, z którego w razie konieczności miały poderwać się pociski zestawu rakietowego PZR SA – 75 Dźwina, by zestrzelić imperialistycznego najeźdźcę z zachodu. Jest ich 4 w okolicy. Po 1990 roku sprzęt razem z nazwą stacjonującej jednostki zmienił się na PZR S-125 Newa S-C, a obsługiwali go żołnierze z 74 Dywizjonu Rakietowej Obrony Powietrznej. Dla mnie niestety to i to są rakiety i tyle, ale jeśli ktoś chce to materiałów na ten temat w internetach nie brakuje.
Nieco dalej trafiliśmy jeszcze na schron rakietowy o wdzięcznym skrócie SNR i SD. Dla niewtajemniczonych (takich jak ja sprzed kilku minut) jest to Stacja Naprowadzania Rakiet i Stanowisko Dowodzenia. Dziś wyglądają jak garaże na trochę większe ciężarówki, jednak jeszcze nie tak dawno jakiś szalony żołnierz przebywający w tym miejscu mógł narobić sporej afery. Z dachu przykrytego ziemią widać kolejne wyrzutnie i cały system dróg prowadzący do kolejnych obiektów takich jak magazyn rakiet, którego niestety nie udało nam się dziś odwiedzić. Choć ścieżki wykonane są z płyt betonowych jednak sporo tutaj pułapek poustawianych przez matkę naturę. Jedna ofiara takiej pułapki na dziś nam wystarczy.
Zapytać pewnie należy, czy okoliczni mieszkańcy wiedzieli co w sąsiednim lesie się kryje. Przecież ciężko nie zauważyć i nie usłyszeć startu rakiety. Pewnie wiedzieli, że wojsko coś tam kombinuje, jednak rakiety raczej wielu nie widziało ponieważ prawdopodobnie z tego terenu wystrzelono tylko jedną. Na ćwiczenia żołnierze jeździli głównie do ZSRR. Pierwsze strzelanie jednostki stacjonującej w Czarkowie odbyło się w 1962 roku w Aszułuku. Także może nie całość, ale spora część tajemnic pozostała nieodgadniona, aż do roku 2001, kiedy to po kolejnym przegrupowaniu jednostka została przeniesiona do Gliwic, a cały teren został osierocony. Dziś teren ten jest częścią lasu i można w miarę swobodnie się po nim poruszać, słuchając rad żony. Jeszcze wiele jest obiektów wojskowych, o których miano nie wiedzieć, ale to już na zupełnie inny trip i historię.
8 odpowiedzi na “Pułapka bazy JW2389”
Ja nie przegapiłam wpisu, jak zawsze ciekawy, ale dużo radości sprawiło mi ,że sam doszedłeś do tego ,że trzeba słuchać żony 😍pozdrawiam i czekam na ciąg dalszy 👍🙂😊
Służyłem w tym miejscu i strzelania nie odbywały się w ZSRR tylko w Ustce nad morzem a tzw suche treningi na poligonie w Mierzęcicach.
Służyłem w jednostce w Bytomiu w latach 1 967-1969 i byłem w 1968 w maju i czerwcu gdzie po dwa dywizjony rakietowe brały udział w ostrym strzelaniu w Aszułuku w Rosji a na koniec służby przez 2 miesiące budowaliśmy garaże na rakiety w Oświęcimiu
Ciekawe.
Mam pytanie. Kiedy ta jednostka rakietowa przestała dokładnie działać?
Zgodnie z informacjami jakie znalazłem to miejsce to wojsko opuściło w 2001 roku.
Cytując „W roku 1989 dywizjon został rozformowany, zaś stanowiska bojowe w Czarkowie zostały obsadzone przez 74 Dywizjon Rakietowy Obrony Powietrznej, przeniesiony do Czarkowa z Gliwic. 74 Dywizjon Rakietowy stacjonował w Czarkowie do roku 2001, po czym ponownie został przeniesiony do Gliwic. Obiekty w Czarkowie po wyprowadzeniu się 74 Dywizjonu, zostały przez wojsko opuszczone”
Służyłem w tej jednostce 2000-2001 i jak się nie myle to z końcem roku została przeniesiona do gliwic a cały sprzęt do Toszka
Super,
bardzo fajnie, że robisz takie opisy. Można dotknąć kawałka historii.
Pozdrawiam