Po ostatnich dalszych wojażach przyszedł czas na wyprawę w nieco bliższe rejony. Pogoda sprzyjała, więc wybraliśmy się na spacer, a jak wiadomo zwykły spacer w naszym wypadku zamienia się w trip. Za cel obraliśmy Błogocice. Kiedyś już szliśmy w tym kierunku, ale wtedy skupiliśmy się na samej ulicy prowadzącej do tej dzielnicy o czym TUTAJ . Celem była właściwie ta część Błogocic najbardziej obfitująca w różnego typu ciekawostki. Dzisiejsza dzielnica Cieszyna była niegdyś osobną wsią, wzmiankowaną już w 1442 roku. Zaledwie 5 lat później znaleźć możemy zapiski świadczące o tym, że znajdował się tam dwór. To właśnie ten obiekt był dziś pierwszym miejscem jakie odwiedziliśmy.
Pięknie odnowiony dwór stanowi dominantę tej części miasta. Słyszy się różne plotki do kogo dziś należy posiadłość, ja także mam swoje podejrzenia, ale żeby nie rozprzestrzeniać niesprawdzonych informacji przyjmijmy, że aktualnie jest to własność kogoś kogo stać na piękny remont i utrzymanie. Jeszcze do niedawna działała tutaj restauracja lecz odległość od centrum sprawiła, że nie zyskała sobie stałych bywalców. Co do samego założenia dworskiego, to tak jak pisałem wyżej powstało około roku 1447 i od tego czasu bardzo często zmieniało właścicieli. Posiadaczami Błogocic byli m.in: Sobkowie, Marklowscy, Lechnitichowie, Spensowie, oczywiście książęta cieszyński zarówno z linii Piastów jak i Habsburgów. Ostatnimi właścicielami byli Stonawscy, którzy stracili swe dobra w 1945 r. Każda z tych rodzin starała się dwór swój upiększać, rozbudowywać, przez co dziś ciężko dojrzeć pierwotne założenia. Dzisiejszy kształt zawdzięczamy właśnie Stonawskim.
Tuż przed dworem znajduje się figura św. Jana Nepomucena z 1729 roku, a fundatorem był Jan Antoni de Lechniti von Friedenburg- rycerz pochodzący z Frydku. Figura miała oczywiście strzec tych włości jak głosi napis: Jeśli zwalą się wojny, głód, krzyż, okropności trucizny, z pomocą nieba przyjdź Nepomucenie. Daleko odpędź gniew gradu, który miałby się zemścić na zasiewach. Święty, zachowaj domostwo od srogiego uderzenia pioruna. Rzeźba była też pamiątką, bo właśnie w 1729 roku Jan Nepomucen został świętym.
Dalej swe kroki skierowaliśmy ku granicy. Mijając osiedle willowe, jakie ulokowało się na szczycie tego wierzchołka, dotarliśmy do kolejnej ciekawostki tej okolicy. Dla większości spacerowiczów czy biegaczy (pozdrowionka Panie Marcinie 🙂 ), których jest tutaj nie mało, jest to po prostu zwykła ścieżka przez lasek prowadząca do granicy z Czechami. Dla nas jest to ciekawy fragment niegdysiejszej drogi powiatowej prowadzącej z Cieszyna przez Błogocice do Końskiej, a następnie do Trzyńca. Dziesiątki robotników zatrudnionych w trzynieckiej hucie, dzień w dzień, przemierzali tą drogę do pracy. O jej dawnej wyjątkowości świadczyć mogą liczne słupki, tym razem jeszcze nie graniczne, które wyznaczały przebieg drogi. Dziś już tylko omszałe kawałki betonu, jeszcze nie tak dawno chroniły nieliczne automobile przed wypadnięciem z drogi, czy wyznaczały robotnikom szlak codziennej wędrówki. Na części z nich widoczne są charakterystyczne otwory będące miejscem po mocowaniu łańcuchów i barierek ochronnych. Niestety nie znalazłem, żadnego zdjęcia z czasów, gdy ów droga była użytkowana dlatego poniżej fragment innej trasy prezentujący jak mogło to wyglądać.
Wraz z nastaniem granicy droga ta straciła na znaczeniu. Przez długi czas znajdował się tutaj prowizoryczny punkt kontroli granicznej, mieszczący się w swego rodzaju drzymałowym wozie. Dziś pozostały jedynie stopy betonowe, na których stał ów wóz oraz słupy graniczne. Mieszają się tutaj te nowe z tymi ustawionymi w 1920 roku. W tym punkcie spotkaliśmy spacerowiczów, którzy zagadnęli nas, czy pamiętamy co stało się ze wspomnianym punktem granicznym. Okazało się, że naszymi interlokutorami byli mieszkańcy Czeskiego Cieszyna, czy jak ja wolę to określać zachodniego Cieszyna. Porozmawialiśmy chwilę po naszymu, tak jak to w swej piosence określał Jaromir Nohavica: ,,…mieszając czasem czeski i polski”. Ta sytuacja, po raz kolejny, uświadomiła nam w jak wyjątkowym miejscu mieszkamy, bo gdzie indziej podczas spaceru można porozmawiać z kimś z innego państwa, a jednocześnie z tego samego miasta.
Naginając nieco obostrzenia obowiązujące podczas przekraczania granicy, przeszliśmy jeszcze kawałek drogi, już po stronie czeskiej zmierzając do źródełka, które wypływa przy jednym z poboczy.
Nasza wycieczka powinna ciągnąć się aż do nieistniejącego już dziś mostu na Olzie. Uznaliśmy, że w sumie mamy ważny powód rodzinny, jakim jest nasz trip, by legalnie przekroczyć granicę, ale zarządziliśmy odwrót. Wsłuchując się w szum drzew i radosne chlupanie błota spod kaloszków Jerzego dotarliśmy w jeszcze jedno miejsce warte uwagi w Błogocicach. Jest to przydrożny krzyż ufundowany przez Pawła Kubicę przy udziale Pawła Kantora i Teresy Junge. Powstał w 1910 roku i jeszcze niedawno graniczył z zabudowaniami gospodarczymi.
Na tym zakończył się nasz spacer po części Błogocic, który po raz kolejny udowodnił nam, że niezwykłe rzeczy są dokoła nas i wystarczy wyjść na spacer, by je odkryć. Jest jeszcze wiele ciekawych obiektów w Błogocicach takich jak choćby wytwórnia likierów p. Fasala, późniejsze zakłady LAS, czy elektrownia ,,Pod Wałką”, ale to już na zupełnie inną historię i trip.
7 odpowiedzi na “Tuż za ,,LASem”, tam przy dworze.”
W końcu opisałeś rejony Twojej niedalekiej rodziny Macieju 🙂 Chciałbym obejrzeć wspomniany dwór od wewnątrz. Pomyśl nad zorganizowaniem tego (Ty możesz wszystko heh)
Oj tego to raczej nie będę na razie w stanie ogarnąć, jeśli moje informację na temat jego aktualnego właściciela są prawdziwe.
A czy znajdźki koło dwórka i krzyża Kubicy zaliczone? 🙂
Ciiii to nie można tak chyba mówić gdzie to jest. Ale no tak te już zaliczone 😀
Jestem ciekawa jakie tajemnice kryje dwór w Błogocicach,bo myślę że każdy dwór ma swoje tajemnice, czekam na ciąg dalszy i pozdrawiam 😚
Gdzie znajdował sie owy ” nieistniejący już dziś most na Olzie.” ??
Znajdował się w rejonie dzisiejszej ulicy Trzynieckiej zaraz w sąsiedztwie aktualnego mostu w ciągu drogi nr 468. Mniej więcej tutaj https://goo.gl/maps/8VHkKjU6bVEh2xuB9