Kategorie
Tripy po Księstwie

Ciesz się Cieszynitem

Nie może być tak, że ciągle o historii bliższej i dalszej opowiadamy. Jest bowiem u nas niepisana zasada, że każdy z nas coś dla siebie musi znaleźć. To i dziś dzień dla mnie, czyli dla kamieni (gruzu 😀 przyp. Maciek). Zaraz po śniadaniu wskoczyliśmy w wysokie buty i zawinięci tak, że tylko same oczy wystawały ruszyliśmy w drogę.  

Naszą destynacją był dziś nieczynny już kamieniołom w Zamarskach na ulicy Kamiennej. I tu ciekawostka przysiółek, w którym mieści się ów dziura w ziemi nazywa się Rudów. Dokładniej Zamarski Rudów i gdyby jeździł tamtędy PKS, to tak by pewnie nazwano przystanek.

Kamieniołom działał w tym miejscu od około połowy XIX w. Po jego zamknięciu, okoliczni mieszkańcy postanowili ustawić na wyłomie skalnym figurkę Najświętszej Marii Panny. Z czasem miejsce to stało się składnicą świętych figurek. Jeszcze do niedawna Polski Papież bez rączek pozdrawiał przybywających. Tłoczyły się za nim tłumy aniołków z ubitą nóżką, albo jednym skrzydełkiem, bo jak wiadomo nie można „świntej figurki wyciepnąć coby kary na siebie i rodzinem nie sprowadzić” więc tu można zostawić ową figurkę bez obaw. Parafia w Zamarskach szybko sprawę podłapała i teraz można przyjść: w maju na Majowe, a w październiku na różaniec. To my się kapke spóźnili, ale to co najważniejsze jest! CIESZYNIT!

Drugą rzeczą, która dziwi w tym miejscu to pokłady kwiatów sztucznych, brudnych i sponiewieranych przez niełaskawą pogodę. Otóż rozwiązanie jest proste, to duża dziura w ziemi, dodatkowo porośnięta wysokimi drzewami, a więc brak słońca dyskwalifikuje jakiekolwiek żywe kwiatki. Ot cała tajemnica.

Zaglądamy tu co jakiś czas, i w okolicy maja tego roku stała się rzecz straszna dla kapliczki, jednak zgoła naturalna w przyrodzie. Po obfitych wiosennych opadach, z dodatkową pomocą rosnących na szczycie drzew, odpadła część 10 metrowej ściany wyrobiska. Pech chciał, że wprost na ułożony z cieszynitów krzyż. I tak naturalne procesy same kształtują nasz krajobraz – jak widać nieraz bardzo spektakularnie.

Jerzy naturalnie, jak na dziecko historyka i geologa przystało musiał zbadać skały i orzekł co następuje… Skały te powstały wskutek działalności wulkanicznej, w czasach kiedy po świecie biegały jeszcze dinozaury (czyli okolice Dolnej Kredy).

Cieszynit swą nazwę zawdzięcza Ludwikowi Hoheneggerowi geologowi i inżynierowi górniczo-hutniczemu Komory Cieszyńskiej. Był on również autorem pierwszej szczegółowej mapy geologicznej Księstwa Cieszyńskiego wydanej w 1861 roku. Początkowo „cieszynitami” nazwał on wszystkie skały magmowe jak leci, występujące we fliszu karpackim na Śląsku Cieszyńskim i Morawach.

Jaki jest Cieszynit każdy widzi, dla laika czorne z biołym. Jakby się jednak przyjrzeć bliżej, to regularne kryształy człowiek może dojrzeć i bez sięgania po specjalistyczny sprzęt. A pod mikroskopem to już szał kolorów!

Kiedyś cieszynitem utwardzano drogi, w budownictwie jako dodatek do zaprawy murarskiej, zwietrzały służył także jako nawóz pod kwiatki coby lepiej rosły, i oto dziś znalazł nowe zastosowanie. Mianowicie jako statuetka: Cieszynit Uznania. Nagroda ta jest przyznawana wybitnym osobistościom Śląska Cieszyńskiego, promotorom dobrego imienia tego regionu w świecie.

No to jak już pozwiedzaliśmy, próbki zostały pobrane przez Jerzego to teraz się odwracamy i idziemy prosto przed siebie. Po około 50m trafiamy na (Ś)ciek wodny nazwy niewiadomej i nikomu nie znanej. Jednak nie to jest tu interesujące, a kamienie które wystają z drugiego brzegu. Są to łupki cieszyńskie o pięknej pomarańczowej barwie, którą zawdzięczają wkładkom rudy żelaza (o wdzięcznej nazwie syderyt).

Jak zawsze w tym miejscu oczywiście cała rodzina musi rzucać kamyki do wody. To takie zdaje się pierwotne przyzwyczajenie. Jak woda to trza kamyk ciepnąć i patrzeć jak się koła robią. Potem był konkurs kto najdłuższą „żabkę”, czy tam inną „kaczuszkę” puści. Jerzyk też rzucał, ale ani nie kaczki, ani nie żabki tylko coś w stylu żółtej łodzi podwodnej. Ale jeszcze przyjdzie czas, że posiądzie tą wiedzę i umiejętności przekazywane z pokolenia na pokolenie. Jak ciepać, żeby było dobrze.

Dzień się jeszcze nie skończył więc pojechaliśmy jeszcze w jedno urokliwe, choć lekko zaniedbane miejsce. Kamieniołom w Boguszowicach. Między ulicami Motokrosową, a Majową biegnie bita droga. Po jednej stronie równiutkie pola z oziminą, po drugiej nieprzebyte krzaki, zarośla i głębiej jeszcze wiekowe drzewa. Wszystkie te charapucia bronią dostępu do kolejnego kamieniołomu cieszynitu. Tu już nie było tak prosto, ale co to dla nas. Żeby nie przedzierać się przez chaszcze weszliśmy nieco z boku, od strony dawnej strzelnicy, która teraz mieści miejsce festynów i potańcówek. Kiedy minęliśmy wszystkie przeszkody, oczom naszym ukazała się kolejna dzisiaj dziura w ziemi. Tutaj też wydobywano cieszynity, składem jednak zbliżone do diabazu. I choć sam skład skał może się nieco różnić od siebie, to dalej możemy nazwać je cieszynitami. W tej lokalizacji skały są bardziej zbite i ciemniejsze od tych w Rudowie. Kryształy są mniejsze i już nie tak łatwo je wyszukać. No co tu dużo mówić te bardziej nadawały się na kostkę brukową niż na tłuczeń.

Kiedy tak podziwialiśmy uroki zimowej aury, spod korzeni rozłożystego buczka wyskoczył jak Filip z konopi zając. Ku uciesze Jerzego, że w końcu się coś rusza wśród tej natury nieożywionej. Wróciliśmy też tą samą drogą nie komplikując sobie sprawy. Wyszliśmy znów przy płocie „tancplacu”, o którym jeszcze pewnie będziecie mogli przeczytać, ale to już na inną historię i inny trip.

2 odpowiedzi na “Ciesz się Cieszynitem”

Zaś coś nowego o kamyczkach ,dla mnie nie do odróżnienia, ale dzięki Kasi wiem o co chodzi 👏😊super pozdrawiam 😘

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *