Kategorie
Dalsze Tripy

Tumski kamień na szwedzkim kamieniu…

Jak to już mąż mój pisał, przy okazji trasy, oczywiście nie mogło zabraknąć zwiedzania. W wykonaniu Russkich to cały proces. Planowanie, szukanie, mapa, pogoda, historia miejsca, i dopiero wtedy można jechać w teren. Archikolegiata w Tumie to miejsce szczególne. Fotka tej budowli jest w każdej szanującej się książce do historii, a powinna znaleźć się w każdej książce do geografii, jako przykład zróżnicowania skał pochodzenia polodowcowego użytych do jej budowy. Już spieszę z wyjaśnieniami.

W czasach plejstoceńskich zlodowaceń, gdy przez tereny dzisiejszej Polski przetaczał się tłusty i wielki lądolód (w sensie kupa lodu), wszystko co teraz nazywamy Wielkopolską, Łudzkiem i Mazowszem do granicy mniej więcej rzeki Warty, nie widziało zbytnio słońca. Było po prostu przykryte warstwą lodu. Grubą warstwą. Lód ten zbierał wszystko co spotkał na swej drodze i wraz z narastaniem swoich warstw przesuwał cały ten materiał na znaczne odległości. W miarę jak czoło lodowca (przód) zaczynało się wytapiać, jak boczek na patelni, zaczęły wyłazić prezenty ze Szwecji, Finlandii i ogólnie reszty Skandynawii w postaci eratyków. Eratyki to po prostu skały przytargane przez lądolód. Są to głazy narzutowe w postaci skał magmowych i metamorficznych, czyli granitów i  gnejsów (które stanowią większość, bo aż 75%), pozostałe (25%) to skały osadowe- głównie piaskowce. Eratyki występują przeważnie w formie kulistej, ich ładnie obtoczone krawędzie zostały misternie obrobione przez lądolód. No i te barwy, od rudej, czerwonawej, po jasne, szarawe, a nawet czarne. Czego tu nie ma! Nieprzebrane bogactwo minerałów oraz form krystalizacji. W każdym kamieniu zapisana jest historia danej skały. Od powstania płynnej magmy, po procesy stygnięcia, krystalizacji, późniejszych zmian, aż w końcu do ostatecznej formy.

Co do samej Archikolegiaty, to tak to już bywa, że ludzie kiedyś budowali z tego co znaleźli na polu, obok swojej chałupy. I tak w Tumie zastosowano ogólnie dostępny budulec, ładny, taki kolorowy i trwały przede wszystkim. Niedaleko bowiem, bo niecałe 40 km dalej, na południe przechodził krańcowy zasięg tzw. Zlodowacenia Warty, o którym pisałam powyżej. Natomiast na północ ciut dalej bo 60km od Tumu rysuje się linia z kolei Zlodowacenia Wisły. W praktyce oznacza to tyle, że średniowieczna Castorama była całkiem blisko i Zielone Obi ciut dalej. Materiał, czyli granit lub gnejs to skały dosyć twarde i wytrzymałe, ale dające się obronić. Tak więc Archikolegiata w Tumie prezentuje na swych ścianach kostki równiuteńkie o wymiarach około 16cm z małymi wyjątkami. Zamiast zwiedzać całą Skandynawię można odwiedzić Tum pod Łęczycą, ponieważ ściany to istna zbieranina egzemplarzy skalnych bloczków pochodzących z różnych zakątków właśnie Skandynawii i okolic: 1.Wyspy Alandzkie i północny Bałtyk, 2. Dalarna i Värmland, 3. Uppland i okolice Sztokholmu, 4. Småland i przyległy obszar dna Bałtyku, 5. Bornholm i Skania, 6. zachodnia Szwecja i południowa Norwegia, 7. południowa Finlandia i region Zatoki Fińskiej, 8. północna Szwecja, 9. dno środkowego i wschodniego Bałtyku i Gotlandia.

Z piaskowca natomiast wykonano elementy konstrukcyjno – ozdobne, portal, okiennice, narożniki. Piaskowiec jest po prostu łatwiejszy w obróbce. Przy północno – zachodnim narożniku mamy dwie ciekawostki. Pierwsza to wyrzeźbiony znak cechu kamieniarzy, którzy wznosili tą budowlę. To też swego rodzaju podpis lub logo. Od razu było widać, że robota zrobiona jak należy, bo to przecież „Mściwój z Kątowni” robił, a tak serio to musieli zaznaczyć swoje dzieło po prostu. Poniżej średniowiecznego logo, kamień narożny ma ślady użytkowania. Ponoć rycerze idący na jedną z większych bitew późnego średniowiecza, która miała rozegrać się pod Grunwaldem, nie omieszkali wybrusić sobie mieczy o kant kolegiaty. Ile w tym prawdy nie wiem, ale dziura zionie na 4 cm głębokości. Za to od strony prezbiterium kościoła, zaraz przy rynnie swe pazury ostrzył podobno sam diabeł Boruta. Co też raczej mocno naciągane. Kamieniarze często sami wykonywali takie zabiegi, żeby wierni bardziej bogobojni byli. A sami budowniczowie z ogromną mocą sprawczą samego diabła przechytrzyli.

Jak tak stałam te 5 cm od ściany, słoneczko przygrzewało, oczom moim ukazały się szczegóły, czyli minerały. I w myśl zasady: „Od ogółu do szczegółu”, zaczęłam od budynku, a skończyłam na milimetrowej wielkości kryształach. Jeśli nie spaliście na geografii w gimnazjum/podstawówce to pani wbijała wam łopatą, że granit składa się głównie z trzech elementów: kwarcu, miki i skalenia. Są one wymieszane ze sobą w różnych proporcjach, co wpływa ostatecznie na ogólny wygląd całej skały, jej barwę, ziarnistość i charakter. Oprócz tych trzech podstawowych składników mamy jeszcze inne, poboczne, jak czerwone granaty, zielonkawe oliwiny, czy czarne amfibole. Mogłabym spędzić w tym miejscu ze trzy doby, jednak czas nas nieubłaganie popędzał. Tak więc opuściliśmy połączenie naszych pasji geologii i historii w poszukiwaniu i odkrywaniu nowych nieznanych elementów polskiego krajobrazu, ale to już na inną historię i trip.

W odpowiedzi na “Tumski kamień na szwedzkim kamieniu…”

Myślałam ,kamień to kamień, a tu taka niespodzianka. Jestem pod wrażeniem wiedzy o kamieniach . Czekam na ciąg dalszy. Pozdrawiam 😊👍😘

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *