Jak po nocy przychodzi dzień, tak po bitwie nastaje spokój. Kolejny dzień na podlaskiej ziemi postanowiliśmy spędzić zwiedzając Tykocin i okolice. Z rana opuściliśmy naszą bazę wypadową w sielskiej Wiźnie. Ostatni rzut oka na malownicze zakole Narwi. Do tego miejsca z pewnością wrócimy jeszcze nie raz, jednak nadszedł czas, by ruszyć w kierunku dawnej stolicy regionu.
Tykocin to miasto, które dziś liczy niecałe dwa tysiące mieszkańców, jednak niegdyś, jako królewskie miasto pełniło bardzo ważną role na mapie tego rejonu. Widać to po zabudowie. Ogromny kościół parafialny pw. Świętej Trójcy, czy Zamek są świadectwem niegdysiejszego bogactwa i znaczenia. My zaparkowaliśmy auto pod Wielką Synagogą. Co najmniej od XVI wieku społeczność żydowska stanowiła znaczącą część mieszkańców Tykocina. Do dziś śmiało idzie odnaleźć granicę między dzielnicą żydowską, a resztą miasta.
Barokowy budynek z 1642 roku, dziś pięknie wyremontowany, mieści muzeum kultury żydowskiej. W czasie II Wojny Światowej, Niemcy o dziwo budynku nie wysadzili jak to mieli w zwyczaju, a zrobili tam magazyn. Po ,,wyzwoleniu” Tykocina przez krasnoarmiejców budynek także pełnił taką funkcję z tym, że składowano tutaj nawozy sztuczne. Taka polityka wobec tego obiektu doprowadziła go do totalnej dewastacji. Na szczęście już w latach 70-tych zaczęto budynek remontować i przetrwał do dziś. Z ciekawostek należy nadmienić, że dobudowana wieża stanowiła kiedyś więzienie dla żydowskich mieszkańców Tykocina, a w 1992 r. synagogę odwiedził Chaim Herzog będący wówczas prezydentem Izraela.
Tykocin nie jest bardzo rozległą miejscowością zatem zdecydowaliśmy się na spacer po urokliwych uliczkach. Po chwili znaleźliśmy się na głównym miejskim placu. Zdecydowaną dominantą jest barokowy kościół pw. Św. Trójcy. Jego parawanowa elewacja frontowa zamyka kompozycje rynku od strony wschodniej. Rozmach i architektura robią spore wrażenie. Całość przytłacza okoliczne budynki.
Nim udaliśmy się pod kościół przystanęliśmy jeszcze pod imponującym pomnikiem Stefana Czarneckiego. Dwumetrowa rzeźba ustawiona około 1763 roku wykonana przez rzeźbiarza francuskiego Pierre de Coudray jest drugim ustawionym po kolumnie Zygmunta świeckim pomnikiem w Polsce! Hetman spogląda z cokołu swym gniewnym wzrokiem jakby dopiero co ,,po szwedzkim zaborze, dla ojczyzny ratowania wrócił się przez morze”, a w ręce trzyma złotą buławę. Tykocin wraz z okolicznymi dobrami w 1661 roku zostały zapisane konstytucją sejmową na dziedziczną własność Stefanowi Czarnieckiemu, a pomnik wystawił mu w tym miejscu Jan Klemens Branicki prawnuk sławnego hetmana.
Wprost spod kolumny udaliśmy się pod wspomniany wyżej kościół. Oczom naszym ukazały się odpustowe budy ze słodyczami. Niemal podskakując z zachwytu podeszliśmy do stoisk, by kupić odpustowe kokoski, taki rodzaj ciastek, bez których odpust się nie liczy. Nie wiem czyje zdziwienie było większe, sprzedawców, gdy pytaliśmy o nierozłączny element tego typu uroczystości, czy nasze gdy słyszeliśmy, że czegoś takiego jak kokoski to oni nie znają i nie wiedzą o co nam chodzi. Po krótkiej konwersacji z jedną ze sprzedawczyń zanabyliśmy lokalne specjały, ażeby choć trochę wpisać się w naszą tradycję Kaśka wybrała słodycz obsypany kokosem. Chwilę później przyszedł czas na test spożywczych suwenirów. Okazało się, że to co kupiła żona ma, wywaliło słodyczometr poza skalę 😮 Skamieniały lukier oblepiony kokosem sprawił, że przestałem słodzić herbatę, bo cukier wręcz zaczął płynąć w moich żyłach. Przy tym ciasto zbożowe zlepione miodem, przypominające trochę sezamki, które także kupiliśmy, zdawało się być potrawą wytrawną.
Tuż obok kościoła znajduję się Alumnat czyli dawny Zakład Dla Inwalidów Wojennych w Tykocinie. zniesiony w latach 1633–1647 jako przytułek i szpital dla żołnierzy weteranów pochodzenia szlacheckiego i wyznania katolickiego. Trzeci tego typu obiekt w Polsce i jedyny tego typu zachowany do dzisiejszych czasów, zaliczający się do najstarszych w Europie. Zgodnie z informacją, jaka przewijała się na afiszach rozwieszonych na budynku, to tutaj kręcono sceny do filmów z serii ,,U Pana Boga za miedzą” i dalszych części.
Następnym przystankiem był stalowy most na Narwi. Spędziliśmy na XIX wiecznej konstrukcji chwilę z powodu szukania tzw. znajdźki, dzięki której poznaliśmy dość dobrze konstrukcję tego obiektu 😉 Tuż za mostem, z którego roztacza się piękny widok na tykocińskie centrum znajduje się drewniany krzyż z jakże piękną intencją w języku łacińskim. Poza wymieniem wszystkich stanowisk i zasług fundatorzy zawarli zdanie które mnie urzekło ,,… Mały ten pomnik Jan i Łukasz synowie ojcu postawili on sam duchem, umysłem, pismami i obyczajami większą sobie i wieczną pamięć u ludzi zostawił…”
Po sforsowaniu Narwi udaliśmy się na tykociński zamek. Jest to podrugowjenna rekonstrukcja zamku, który istniał tutaj od XV wieku. Wielokrotnie przebudowywany został ostatecznie rozorany w XVIII wieku, a cegły posłużyły do budowy okolicznych domów oraz pobliski klasztor. Budowlę odbudowywano pierw w latach 60-tych a następnie już w XXI wieku zyskał obecną formę. Dalsze prace archeologiczne zwiastują, że to nie koniec odbudowy i może za kilka lat zobaczymy twierdzę tykocińską w pełnej okazałości.
W drodze powrotnej, w której towarzyszył nam zamkowy pies ochrzczony przez nas Wasyl daliśmy jeszcze jedną szansę lokalnemu przemysłowi cukierniczemu i kupiliśmy sękacz. Ciasto znane w całej Polsce, a wywodzące się z nieodległych Suwałk. To był strzał w dziesiątkę. Przysmak miał być skonsumowany w domu po powrocie nie wytrzymał jednak nawet do parkingu.
Około 3 kilometry od dzisiejszych zabudowań miejskich znajduje się grodzisko, które było niegdyś tutejszym centrum osadniczym. Gród wzniesiono około XI wieku i był to gród kasztelański z podgrodziem. Pełnił swą funkcję do około XV wieku, kiedy to osadnictwo przeniesiono bliżej strategicznego przejścia przez Narew.
Spod grodziska udaliśmy się do miejscowości Kiermusy, gdzie niedawno powstał Kasztel, w którym podziwiać można rekonstrukcję średniowiecznego uzbrojenia. Całość przypomina trochę Disneyland o motywach średniowieczno- wiejskich. Jest tutaj hodowla żubrów, dworek, karczma itp. Całość trochę nie w naszych klimatach. Wszystkiego za dużo na raz, trochę bez ładu, trochę bez składu. Ciekawostką jest próba odtworzenia dawnej granicy polsko- rosyjskiej. Jednak dla kogoś kto na granicy mieszka widok ten od razu zdradza, że z prawdziwym podziałem terytorialnym owa makieta nie ma za dużo wspólnego.
Przyszedł czas, by powrócić do Księstwa Cieszyńskiego. Podlasie jak zawsze urzekło nas historią, tradycją, krajobrazem i kulinariami (no może poza kokosową pałką 😀 ) to rejon, do którego moglibyśmy jeździć nawet co tydzień jednak kilometry robią swoje. Może to dobrze bo Podlasie zostaje nieco magiczne, tajemnicze i jeszcze wiele tam mamy do odkrycia, ale to już na zupełnie inną historię i trip.