Kategorie
Bez kategorii

Manewry, czyli będzie się działo!

Początek XX wieku, Belle Epoque w pełni. Panowie przemierzający ulice miasta w garniturach i cylindrach. Panie w wykwintnych sukniach, oglądające sklepowe witryny lub siedzące w kawiarniach, rozprawiając o niecodziennej codzienności. Wokół piętrzą się nowo wybudowane kamienice, a tuż u ich stóp przejeżdża czasem bryczka turkocząc kołami po bruku. Nie rzadkim obrazem jest też szybko przechodzący żołnierz CK Armii lub dostojnie stawiający kroki oficer, który wyszedł na spacer z nie tak dawno wybudowanych koszar. Tak wyidealizowany obraz Cieszyna początków XX wieku ma wielu z nas. Trudno się dziwić, to okres kiedy stolica Księstwa przeżywa swój złoty okres. Powstają nowe zakłady, fortuny mieszczan się mnożą, a wszystko to skąpane w lekkim sosie poukładania i przewidywalności. Tak wyglądała rzeczywistość części społeczeństwa. Z drugiej strony byli Ci, którzy te fortuny wypracowywali w pocie czoła. Codzienna praca hutników, górników, pracowników fabryk i rolników, daleka była od nazwania tego czasu Belle Epoque, ale i tutaj nie było miejsca na nagłe zwroty akcji. Na tę spokojną, poukładaną i przewidywalną codzienność w połowie 1906 roku padła wieść, która wywrócić miała wszystko do góry nogami. Oto panujący nad Austro – Węgrami od niemal sześciu dekad cesarz Franciszek Józef zdecydował, że wielkie manewry cesarskie odbędą się w okolicach Cieszyna.

Z dzisiejszego punktu widzenia taka informacja nie jest czymś szokującym. W 1906 roku taka wiadomość oznaczała jedno. Będzie się działo! W końcu do nadolziańskiego grodu zjechać się miała cała śmietanka dworska, urzędująca na co dzień w stołecznym Wiedniu. Oczywiście najważniejszym i wyczekiwanym gościem był sam cesarz Franciszek Józef, który swoje Księstwo, bo przecież był także Księciem Cieszyńskim, odwiedził po 16 latach. Już trzy miesiące przed zaplanowanymi na przełom sierpnia i września manewrami, do miasta zaczęto zwozić najpotrzebniejsze dla dworu rzeczy. Cesarskimi pociągami przywożono dzieła sztuki mające ozdobić ściany pałacu myśliwskiego, w tym dzieła Rafaela. Wodę dostarczono prosto z Schönbrunnu, bo tylko taką pijał władca, czy choćby świece, których ilość wyliczono na 300 sztuk dziennie.

Do koszar zaczęli napływać także żołnierze najróżniejszych formacji. W końcu to oni mieli stanowić główny element manewrów. Koleją ściągano armaty, ludzi, konie oraz cały sprzęt wojskowy. Sama wizyta Franciszka Józefa z roku 1906 jest opisana bardzo dobrze. Wiele osób powtarza jak niemal legendę przejazd cesarza przez cieszyńską okolicę. Na dzisiejszym moście przyjaźni wybudowano łuk tryumfalny, kamienice przyozdobiono, a monarchę witały panny cieszyńskie w białych sukniach uszytych specjalnie na tę okazję, a zakupionych przez burmistrza miasta Leonarda Demla. Znane są dokładnie miejsca, które dostąpiły zaszczytu przyjmowania władcy. Sąd, Rada Miejska, Synagoga, Kościół Jezusowy, czy nieistniejąca już dziś mleczarnia przy ul. Jabłonkowskiej. Znamy niemal każdy krok i gest cesarza. W tym wszystkim zapomina się jednak często o tym, co miało być kwintesencją tej wizyty – manewrach. O dziesiątkach tysięcy żołnierzy, oficerów i najnowocześniejszego sprzętu, jaki ściągnięto specjalnie na kilka dni w okolice Cieszyna. My postanowiliśmy nie śledzić cesarza, a właśnie tych, którzy ćwiczyć się mieli w wojennej sztuce.

Całość manewrów zaplanowano na pięć dni od 31 sierpnia do 4 września z jednodniową, niedzielną przerwą. Każde tego typu działanie posiada swój scenariusz. Ten wymyślony 1906 roku przez Austro – Węgierską generalicję zakładał przedarcie się Korpusu wiedeńskiego przez Przełęcz Jabłonkowską do armii węgierskiej zaatakowanej przez wrogi Korpus krakowski. Działania wojskowe czasu pokoju tamtych czasów charakteryzowało bardzo mocne przywiązanie do zakładanego scenariusza. Dowodzący z góry wiedzieli jaki cel chcieli osiągnąć i nie zamierzali pozwolić żołnierzom na wprowadzanie zmian, czy element zaskoczenia. Manewry były dla dowódców przede wszystkim okazją do pokazania się w towarzystwie, no i oczywiście do wypróbowania nowinek technologicznych chcących wedrzeć się na pole bitwy.

Do Cieszyna ściągnięto ponad sześćdziesiąt tysięcy żołnierzy. Głównie piechoty. Była obecna również artyleria i kawaleria. To właśnie konni żołnierze rankiem 31 sierpnia pod osłoną artylerii ruszyli do natarcia i odnieśli druzgocące zwycięstwo nad krakowskim korpusem, który stracił wszystkie działa. Rozpoczęcie natarcia miało miejsce w okolicach znanych pod nazwą Gułdowy, gdzie przez wiele lat znajdował się poligon pierw austriacki, później wojsk polskich. Natarcie w kierunku Żukowa z pobliskich wzgórz bacznie obserwował sam cesarz, który był zapalonym żołnierzem i dowódcą. Podczas manewrów wstawać miał o 5 rano, by zdążyć obejrzeć wszystko z grzbietu swego wierzchowca. Nie sposób sobie wyobrazić jak wielkie było zaskoczenie mieszkańców okolicznych wsi, gdy pod ich chałupami przejeżdżał sam cesarz ze swą świtą. Franciszek Józef znany był ze swej spolegliwości w stosunku do poddanych, zatem pozwolił na przyglądanie się z pewnej odległości swej osobie. Podobno nawet pokosztował zsiadłego mleka, którym poczęstować go miała jedna z mieszkanek podcieszyńskiej wsi. Mieszkańcy miejscowości, które cesarz odwiedzał wzbogacali się, gdyż hojność panującego przejawiała się w rozdawnictwie monet, biżuterii sygnowanej inicjałami FJI, a wśród dzieci najbardziej pożądaną rzeczą były cukierki, także opatrzone inicjałami darczyńcy. Te łakocie nie raz nie lądowały w brzuchach dzieci lecz były przechowywane z pietyzmem na honorowym miejscu w domu. Jak ważnym był przejazd cesarza świadczyć może fakt, że w miejscach, gdzie władca obserwował poczynania swych żołnierzy powstały później pamiątkowe obeliski. Jeden z nich znajduje się na Mnisztwie. Ma on już zmienioną tablicę na taką bardziej odpowiadającą niektórym patriotom, lecz nieco ponad sto lat temu napis głosił: „Na pamiątkę pobytu Najjaśniej. Pana na manewrach w r. 1906 u stóp Tronu z powodu jubileuszu sławnych rządów wyrazy głębokiej czci z życzeniami: niech Bóg raczy Go nam jak najdłużej przy zdrowiu zachować”. Treść napisu jest znana, gdyż bliźniaczy obelisk znajduje się w Kojkowicach. Tam także przez długi czas tablica z oryginalnym tekstem była schowana, jednak w 2010r. powrócono do pierwotnej formy. Na wyobraźnie działa zwłaszcza miejsce pomnika w Kojkowicach. Z tego wzgórza roztacza się panorama na Puńców i Cieszyn. To właśnie tymi polami w 1906 roku szarżowała jazda CK Armii. Niestety nie zachował się trzeci z obelisków umiejscowiony w Żukowie. Napis tamtejszy oznajmiał przechodniom: „PAMIĄTKA – cztery krotnego – przejazdu – Najjaśń. Pana – FRANCISZKA JÓZEFA I – podczas man. Cees. – w dniach 31.VIII 11.IX. – 1906 roku.”

Pierwszy dzień manewrów przyniósł zmianę linii umownego frontu pod wsie Dolny Żukow i Toszanowice. To tam zlokalizowana była główna kwatera generalicji i zagranicznych attaché wojskowych. To tam także najprawdopodobniej pokazywano nowinki z pola walki początków XX wieku. Zupełną nowością dla mieszkańców terenów, gdzie manewry się odbywały musiały być balony, których pułki ściągnięto także na ćwiczenia. Pełniły głównie funkcję obserwacyjną oraz sygnalizacyjną. Ciężko wyobrazić sobie myśli rolnika, na przykład, spod Toszanowic, który nagle nad swym polem widzi latające monstrum, a w nim ludzi. Jeszcze większą sensację, choć raczej wśród wojskowych, musiał zrobić ściągnięty na testy bojowe samochód pancerny! O wdzięcznej, jak na Austriaków przystało nazwie, Austro-Daimler Panzerautomobil. Był to jeden z pierwszych prototypów pojazdów opancerzonych na świecie. Ważący prawie 3 tony, długi na ponad 4 metry i wyposażony w jeden lub dwa karabiny maszynowe, potwór miał zapewnić CK Armii pasmo zwycięstw. Nie możemy tutaj mówić o protoplaście czołgów lecz z pewnością był to pojazd na tamte czasy super nowoczesny. Może uzbrojenie oraz maksymalna prędkość wynosząca 45 km/h dziś nie powalają, jednak wówczas mógł on budzić grozę na polu bitwy. Niestety w oczach skostniałej generalicji i samego cesarza, nie lubującego się w nowinkach, pojazd ten nie zyskał uznania, a projektu nie rozwijano dalej. Skutkiem tych decyzji było m.in. to, że na frontach I WŚ Brytyjczycy wjechali ze swymi czołgami serii Mark, Niemcy z A7V, a Austro – Węgry dalej tkwiły w erze kawalerii.

Następne dni upływały pod znakiem wypełniania kolejnych założeń taktycznych. Korpus Wiedeński atakował, zaś ten Krakowski wycofywał się. Franciszek Józef stawiał się na manewrach codziennie bladym świtem i doglądał całości ćwiczeń. Efektem tego był także kolejne miejscowości odwiedzone na szlaku. Każda z gmin chciała zrobić na panującym dobre wrażenie. Drogi do tego bywały różne. Cieszyn jako najbogatszy zorganizował cesarzowi swego rodzaju wycieczkę po najważniejszych i najnowszych budynkach miejskich. Inne gminy wysypywały drogi piaskiem tak, by z daleka cesarz widział jak wiją się malowniczo trakty wśród pól. Było to może efektowne jednak stało się utrapieniem użytkowników, których wozy przy pierwszym deszczu, zakopywały się w piaszczystym bagnie. Na ciekawy pomysł wpadli mieszkańcy jednej z biedniejszych wsi. We wspólnej kasie widać było dno, dodatkowo większość mieszkańców zadłużona była u karczmarza. Nie było mowy o stawianiu łuków tryumfalnych, czy choćby przyozdobieniu domów. Rada Gminy wpadła zatem na pomysł, by przejazd cesarza uczcić publicznym powieszeniem karczmarza! Jak stwierdziła sama rada „To nic nie kosztuje na pewno cesarzowi sprawi nieoczekiwaną niespodziankę, a gminie wielką radość”. Na szczęście dla karczmarza niespodzianka się wydała i za sprawą galopu wierzchowca starosty krajowego do owej atrakcji nie doszło.

Wojska przesuwały się w obu kierunkach wypełniając ściśle nakreślone ramy planu. Jakież zdziwienie musiało rysować się na twarzach generałów austriackich, gdy skrzętnie rysowane plany nie sprawdzały się osiem lat później, gdy rozgorzały fronty I Wojny Światowej. W poniedziałek 3 września Korpus wiedeński wyruszył z okolic Mnisztwa, Dzięgielowa, Bażanowic w stronę przełęczy Jabłonkowskiej. Główna bitwa rozegrała się nazajutrz w okolicy Kojkowic. Zgodnie z planem wiedeńczycy wyparli krakowiaków i przedarli się przez przełęcz. Zakładany cel manewrów został tym samym osiągnięty.

Manewry w Cieszynie kosztowały zawrotną sumę 40 milionów koron! Uczestniczyło w nich ponad 60 tysięcy żołnierzy, balony, samochód pancerny, a także kolejna z nowości oddział automobilowy. Sformowano go z 60 pojazdów darowanych armii przez arystokrację. Jednym ze znamienitych wydarzeń była przeprowadzona próba szybkiego przewiezienia rozkazów z kwatery w Toszonowicach do Jabłonkowa. Trasa licząca 26 km miała stać się areną zmagań konia i automobilu, za kierownicą którego zasiadł sam Arcyksiążę Fryderyk. Jemu trasa ta ponad sto lat temu zajęła około 25 minut. My także postanowiliśmy spróbować i pobić rekord ustanowiony w 1906 roku. Niestety nie znalazłem, gdzie znajdował się sztab w Toszanowicach Górnych dlatego za start objęliśmy tamtejszy zamek oraz plac, który nosi imię Cesarza Karola. Dziś powiewają tam czarno – złote flagi Austro – Węgier, a na ścianie znajduje się podobizna ostatniego z cesarzy. Szybkie odliczanie i… Start! Pomknęlismy wprost do Jabłonkowa. Oczywiście wszystko zgodnie z przepisami i ograniczeniami nałożonymi przez znaki. Dziś sporą część trasy pokonuje się drogą ekspresową. W okolicach Hradka napotkaliśmy korek. Czas na stoperze uciekał nieubłaganie. W Nawsiu kolejny przystanek spowodowany robotami drogowymi. Jeszcze kilkaset metrów do rynku w Jabłonkowie, ostatnie manewry kierownicą. Wpadliśmy na parking pod fontanną zwieńczoną barokową Immaculatą. Stoper wskazał czas… Udało się!!! Można pomyśleć, że przecież musiało się tak stać. Nowoczesne samochody i drogi w konfrontacji z automobilem z początku XX wieku. Jednak dzisiejszy ruch drogowy, wielość dróg, które nieco okrężnie prowadzą z punktu A do B nie dawało całkowitej pewności.

Całe przedsięwzięcie zorganizowania manewrów w 1906 roku kosztowało budżet Austro – Węgier 40 milionów koron!!! Kwota zawrotna. O skali niech świadczy to, że zachwycony przyjęciem i ogólnie Księstwem Franciszek Józef z prywatnej kasy przekazał Cieszynowi kwotę 20 tysięcy koron. Manewry były dla Cieszyna z pewnością jednym z najważniejszych wydarzeń w historii. Nie chodzi oczywiście o same przemieszczanie się wojsk, czy zwiększenie wartości bojowej CK Armii, lecz o kolejny impuls do rozwoju. Przez ten niespełna tydzień lokalni hotelarze, restauratorzy i handlarze mogli rozwinąc swe interesy na poziomie kilkuletnich inwestycji. Nowoczesność jaka zawitała wraz z wojskiem także z pewnością odcisnęła swoje piętno. Po manewrach nikt w okolicy nie dziwił się widząc automobil, czy latający balon. Manewry były przepięknym akordem w symfonii rozwoju Cieszyna w początkach XX wieku. Niestety jednym z ostatnich. Niedługo później wybuchła I Wojna Światowa i nawet przyjazd cesarza w 1918 roku, nie Franciszka, a Karola, nie mógł wzbudzać takiego entuzjazmu, ale to już na zupełnie inną historię i trip.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *