Kategorie
Bez kategorii

Cisownicka zguba

Turystyka i ruch z nią związany jest oczkiem w głowie wielu regionów i państw. Są takie rejony świata, gdzie znakomitą większość budżetu stanowią dochody związane z wielbicielami podróży. By zachęcić do odwiedzenia danego miejsca są dwie drogi. Albo region miał szczęście i jest wyjątkowy przyrodniczo, czy też wiele lat wcześniej ktoś wybudował w okolicy zamek, czy piękne miasto lub trzeba taką atrakcję stworzyć. Przykłady tej drugiej ścieżki można mnożyć. Muzea wszelkiej maści od zupek chińskich w Japonii, przez hotel w kształcie gigantycznego ziemniaka usytuowany w amerykańskim Idaho, po teksańskie Muzeum Sztuki Desek Klozetowych. Każda, nawet najmniejsza miejscowość, próbuje znaleźć swój wyróżnik na mapie świata lub chociaż powiatu. Nie wszędzie jednak Krzyżacy chcieli zbudować Malbork, Kopernik także mógł wybrać jedno miejsce do narodzin. Są jednak atrakcje o zasięgu lokalnym lub takie dla fanatyków dość wąskiego tematu. Do takich należeć mogą pozostałości po towarowej kolei linowej w Goleszowie, a w szerszym rozumieniu, cały kompleks cementowni wraz z kamieniołomem.

Miejsce po towarowej kolei linowej jest dla nas sentymentalne, bo to właśnie tutaj w czasach, gdy za wyjście do lasu bez kombinezonu OP1 groził mandat, narodził się pomysł – opisywanie naszych spacerów. Dostępność obiektów pozostałych po tej niecodziennej konstrukcji sprawiała, że była to fajna ciekawostka na wyciągnięcie ręki. Najbardziej charakterystycznym elementem był dwuspadowy daszek nad drogą w okolicach Cisownicy. Piszę niestety w czasie przeszłym, bo ostatnio podróżując drogą z Dzięgielowa do Cisownicy zaskoczyły nas dwie rzeczy. Po pierwsze świeżo wylany, asfaltowy dywan, po drugie brak charakterystycznego dla tej drogi dachu nad jezdnią. Na pierwszy rzut oka konstrukcja, która znalazła się tutaj przez przypadek. W końcu to jakiś dach nad drogą w środku lasu. Był to jednak najlepiej widoczny pozostały element po towarowej kolei linowej. Jego zadaniem było chronić przejeżdżające pojazdy przed uderzeniem spadającego urobku, który transportowany był kolejką. Z przeprowadzonej rozmowy, bardzo sympatycznej i rzeczowej, z przedstawicielem zarządcy drogi dowiedziałem się, że przyczyną rozebrania konstrukcji był postulat okolicznych przedsiębiorców, których zaopatrzenie wymusza transport tirami, a które podobno notorycznie uszkadzane były przez zbyt niskie położenie daszku. Obiekt ten nie był wpisany do rejestru zabytków, ani nie był także objęty żadną ochroną konserwatorską. Czy sprawę dało się załatwić inaczej? Na przykład poprzez obniżenie poziomu jezdni, czy inny sposób, tego nie wiem choć swoje zdanie mam.

Gmina Goleszów od kilku lat stara się przywrócić pamięć o całym kompleksie cementowni. Niedawno powstała imponująca makieta tego zakładu, od wielu lat funkcjonuje izba oświęcimska ukazująca czas, kiedy to w goleszowskiej cementowni funkcjonował obóz koncentracyjny. Jednak towarowa kolej linowa jest traktowana jak coś do zapomnienia i nie do wykorzystania. Oczywiście nie jestem zwolennikiem odbudowania tego typu obiektu i wożenia turystów na tej trasie. Nie byłoby to raczej opłacalne ekonomicznie oraz niezgodne historycznie, w końcu wagoniki nie woziły ludzi, a skały z kamieniołomu w Lesznej do cementowni. Jednak z roku na rok pozostałości po tej niecodziennej konstrukcji znikają z krajobrazu gminy. W związku z tym postanowiliśmy przejść się kawałek wzdłuż nieistniejącej linii sprawdzić co jeszcze pozostało.

Idąc leśną ścieżką, wytyczonym szlakiem spacerowym w okolicy nieistniejącego daszku już po kilkuset metrach, bez problemu dostrzec można betonowe konstrukcje. Są to fundamenty pod słupy, na których niegdyś rozciągała się lina transportująca wagoniki z urobkiem do cementowni. Niedawno prowadzona zrywka odsłoniła kawałek stalowej liny. Czy to pozostałości po kolejce, czy kawałek już niepotrzebnego elementu ciągnącego drzewo? Tego nie wiem, choć od okolicznych mieszkańców dowiedzieć się można, że faktycznie są miejsca, gdzie oryginalne liny transportowe jeszcze są. Same betonowe słupy po środku lasu wprawiają człowieka w stan towarzyszący odkrywcom tajemnic z okresu II WŚ. Kolejka powstawała w latach 1942 – 1951, i oczyma wyobraźni zobaczyć można pewnego znanego popularyzatora sensacyjnych historii XX wieku, który w charakterystycznej kurtce przechadza się tym lasem i przystawiając przy betonowej konstrukcji opowiada o planach hitlerowskich Niemiec na podbicie świata. Może cementownia goleszowska i powstały przy niej w czasie II WŚ obóz nie był na szczycie priorytetów przywódców III Rzeszy, jednak inwestycja jaką rozpoczęto wskazuje, że nie było to miejsce dla nich obojętne. Transport wydobytego kruszywa w rejonie Lesznej Górnej do cementowni był problematyczny ze względu na bardzo duże różnice wysokości oraz brak infrastruktury drogowej. By dostarczać niezbędne kruszywo podjęto decyzję o budowie transportowej kolei linowej. Stacja wyładowcza znajdowała się na wysokości 367 m n.p.m., jej najwyższy punkt 480 m n.p.m, natomiast stacja załadowcza na wysokości 397 m n.p.m. Po wojnie kolej rozbudowywano w ramach wykonania planu trzyletniego, a całkowicie inwestycje zakończono około 1951 roku. Aż do roku 1984 utrzymywano linię w ruchu choć cementownia zmniejszała zapotrzebowanie, aż w końcu zawieszono jej działalność. Cała infrastruktura ulegała powolnej degradacji i rozbiórce. W sumie wciąż ulega, bo wyburzenie daszku nad drogą to kolejny etap tej historii.

Z całego kompleksu transportowej kolei linowej do dziś przetrwały wspomniane wyżej betonowe słupy, rozsiane po lesie wzdłuż przebiegu linii oraz elementy małej infrastruktury. Bezpośrednio łączącym się tematem jest także wąskotorówka, która odbierała urobek i dowoziła go do samej cementowni. Po niej także niewiele zostało. Najbardziej znanym obiektem jest most w okolicach zalewu Ton. Misterna konstrukcja pomimo swych niewielkich rozmiarów robi wrażenie do dziś. Na rozbiórkę tego obiektu chyba nikt nie wpadnie, choć tak samo stałym elementem krajobrazu wydawał się daszek nad drogą w Cisownicy.

Oczywiście zrozumiałym jest fakt, że niekiedy pewne obiekty przeszkadzać mogą w rozwoju regionu, niektóre z tych budowli wydają się być zbędne i niepotrzebne, jednak średniowieczne warownie, kamienice, czy schrony z okresu II WŚ nie raz wchodzą w kolizję z łatwiejszym transportem, a jednak są. Widmo, że daszek nad drogą, który już dziś nie chroni pojazdów przed skałami nie ma wartości historycznej równej Wawelowi, czy Malborkowi, jednak ją miał. Zwłaszcza w miejscu, gdzie ciekawostek dla turystów trzeba się doszukiwać. Nie trzeba mieć pod nosem kompleksu schronów A. Hitlera lub widoków równych Lazurowemu Wybrzeżu, by ściągnąć amatorów historii i turystyki. Wystarczy pielęgnować to co się ma… lub wybudować hotel w kształcie ogromnego ziemniaka, w którym pewnie chętnie byśmy przenocowali, ale to już na zupełnie inną historię i trip.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *