Ostatnio wokół nas dużo jest informacji o tematyce marynistycznej. Niedawno minęła 110 rocznica zatonięcia niezatapialnego Tytanica. Dopiero na światło dzienne wyszła informacja o zatopieniu innej jednostki pływającej, tym razem wojennej. Życie czasami pisze ciekawe scenariusze. Ukraińscy żołnierze w dość ciekawy sposób uczcili pamięć ofiar Tytanica, posyłając na dno krążownik rosyjskich najeźdźców. Nie mogłem pozostawić takiego zbiegu okoliczności bez jakiejkolwiek refleksji. Jednak przyznać trzeba, że dość ciężko znaleźć wątki marynistyczne, w całkiem sporo odległym od morza, rejonie Księstwa Cieszyńskiego. Niemożliwe jednak nie istnieje.
Fot joemonster.org
Chwilę zajęło mi znalezienie jakiekolwiek połączenia cieszyńskiej krainy z morzem, czy statkami, ale jest! Mało kto może wiedzieć, że Żegluga Polska od grudnia 1931 roku dysponowała drobnicowcem (taki typ statku przeznaczony do przewozu drobnicy, czyli towarów przemysłowych liczonych w sztukach, zapakowanych w skrzynie, beczki, bele, worki i inne rodzaje opakowań, lub bez opakowania, na przykład samochody.) o wspaniałej nazwie SS Cieszyn. Dwie litery poprzedzający nazwę nie oznaczają oczywiście, że statek służył w niemieckiej jednostce oznaczonej dwoma piorunami, błędnie czasami nazywanej elektrykami. SS w przypadku statków oznacza steam ship lub screw steamer, czyli był to po prostu parowiec. Jednostka zbudowana została w Danii w miejscowości Naskov. Wraz z bliźniaczym statkiem SS Śląsk, miały pływać głównie w kierunku Finlandii i portów skandynawskich. Cieszyn szybko został okrzyknięty jednostką pechową. Pierw w 1932 wszedł (tak, bo statki chodzą) na skały niedaleko wyspy Utö, by po naprawie rok później ulec kolizji z innym statkiem. Po kolejnym remoncie doszło do kolejnej kolizji z wyspą i do służby wrócił dopiero w 1934 r. pod dowództwem już trzeciego kapitana. Podczas tych rejsów jednym z pasażerów mógł być podróżnik Arkady Fiedler, który opisał losy statku pod fikcyjną nazwą „Bielsk” w książce Dziękuję ci kapitanie. II Wojna Światowa zastała SS Cieszyn w Antwerpii. Początkowo statek przeznaczono do przewozu węgla z Anglii do Francji. Pech po raz kolejny uwziął się na tę jednostkę i już w pierwszym konwoju zderzył się z ,,kolegą” z konwoju. Po kolejnym już remoncie statek pływał dalej dla Francuskiej Misji Morskiej, głównie po Afryce. Tam też załadowany orzeszkami ziemnymi (jakże ważnym towarem) 9 sierpnia 1940 roku uciekł z internowania przez rząd Vichy z portu Kaolack. Za ten czyn odznaczono Kapitana Hilarego Mikosza i sześciu członków załogi. Następnie statek przeszedł do dyspozycji Brytyjczyków, dla których kursował między afrykańskimi portami. Podobno planowano użyć SS Cieszyn do wywozu francuskiego złota z Dakaru, jednak do całej akcji nie doszło i odesłano statek, znów z orzeszkami ziemnymi do Anglii. Tam pływał nie niepokojony do 20 marca 1941 roku. Gdy już wydawało się, że pech opuścił jednostkę z nazwą stolicy Księstwa, nadszedł atak bombowców niemieckich. Statek poszedł na dno w pobliżu Falmouth. Załoga w liczbie 31 osób uratowała się na szalupach.
Fot. www.polska-org.pl
Niestety nie było czasu, by przez Święta odwiedzić duńskie miasteczko Naskov, gdzie SS Cieszyn został zbudowany. Do miejsca zatopienia także kawałek drogi. Znalazłem jednak inną rzecz, czy też miejsce związane z marynistyką i to tam skierowaliśmy nasze podróżnicze kroki. Otóż we wspaniałej miejscowości Kończyce Wielkie znajduje się ulica o nazwie STATEK! BA! nawet jest tam przystanek o tej nazwie. Nie mam bladego pojęcia dlaczego ktoś uznał, żeby nazwać ulicę tak marynistycznym mianem.
Szybka wizyta w tym miejscu może nie wniosła wiele w nasze życie, poza zdziwieniem, jednak przyczyniła się do poznania ciekawej historii statku mianowanego Cieszyn. Był tez inny statek, którego nazwa odnosiła się do miejsca z naszego regionu, ale to już na inną historię i trip.
W odpowiedzi na “Był raz marynarz stary, pływał tylko na Cieszynie…”
No bo to tak jest, że równo co 110 lat na dno idzie statek okrzyknięty niezatapialnym. Titanic rozpoczął tą tradycję. Moskwa dzielnie ją kontynuuje lokując się w Nachuju – czyli tam gdzie wróżył jeden z wyspy węży.